6 kwietnia po godz. 18 łódzcy policjanci otrzymali zgłoszenie, że kilka minut wcześniej na ulicy Zarzewskiej doszło do brutalnego rozboju. Na miejscu policjanci zastali roztrzęsionego 55-letniego mężczyznę, któremu załoga pogotowia ratunkowego zdążyła już podać leki uspakajające. Z relacji mężczyzny wynikało, że wyszedł on na spacer z psem. W pewnej chwili poczuł nagle silne uderzenie lub kopnięcie w plecy, po którym upadł na pryzmę gruzu. Gdy wstał, dwaj muskularni mężczyźni, grożąc mu nożem i pistoletem, zażądali wydania pieniędzy. Napastnicy ukradli też obrączkę, którą zauważyli na palcu 55-latka. Napadnięty mężczyzna wycenił straty na ponad 1600 zł.
- W rozmowie z funkcjonariuszami 55-latek starał się być wiarygodny i podawał wiele szczegółów, co do wyglądu i zachowania sprawców oraz przebiegu zdarzenia - informuje Katarzyna Zdanowska z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi. - Policjanci bardzo poważnie potraktowali zgłoszenie, jednak z biegiem czasu nabierali podejrzeń, że mężczyzna mija się z prawdą.
Dalsze ustalenia potwierdziły podejrzenia śledczych. Ostatecznie 55-latek przyznał się, że wymyślił historię o napadzie, bo bał się powiedzieć żonie, że rzekomo skradzioną obrączkę sam wcześniej sprzedał. Teraz, oprócz gniewu żony, czekają go poważne konsekwencje prawne. Za składanie fałszywych zeznań grozi mu bowiem kara nawet do 8 lat więzienia.
Polecany artykuł: