Proces matki z Łodzi. "Jakaś dziwna siła mnie powstrzymywała"
Ewelina P. (36 l.), stanęła w środę, 26 listopada, przed łódzkim sądem oskarżona o usiłowanie zabójstwa swojej córeczki. Kobieta, która jeszcze niedawno pracowała jako sprzedawczyni na Rynku Bałuckim, przyznała się do winy, jednak odmówiła składania wyjaśnień. Z jej wcześniejszych zeznań, złożonych w trakcie śledztwa, wyłania się przerażający obraz wydarzeń. Kobieta twierdziła, że ukrywała ciążę przed swoim partnerem.
- Dziecko urodziło się nóżkami do przodu. Zawinęłam je w reklamówkę i poszłam do domu. Chciałam po nie wrócić, ale jakaś dziwna siła mnie przed tym powstrzymywała - mówiła podczas przesłuchania przed prokuratorem. Na pytanie obrońcy, czy chciała śmierci dziecka, zaprzeczyła.
Dramat w łódzkim pustostanie
Do dramatycznych wydarzeń doszło 15 kwietnia br. Ewelina P. po skończonej pracy wracała pieszo do domu z partnerem. W pewnym momencie skręciła w zarośla przy ulicy Zgierskiej i weszła do pustostanu, gdzie urodziła córeczkę. Noworodka zawinęła w reklamówkę i zostawiła. Kwilące niemowlę usłyszał przechodzień, który natychmiast wezwał służby.
Policjanci, którzy przybyli na miejsce, potwierdzili znalezienie żywego dziecka. Wychłodzone dziecko, w stanie skrajnej hipotermii, z temperaturą ciała zaledwie 28 stopni, zostało przewiezione do jednego z łódzkich szpitali, gdzie lekarzom udało się uratować mu życie. Jakby tego było mało, we krwi dziecka ujawniono ponadto amfetaminę. Matka noworodka została zatrzymana kilkanaście godzin później.
Mała Wiktoria, po pobycie w szpitalu, trafiła na kilka tygodni do ośrodka preadopcyjnego Tuli Luli prowadzonego przez łódzką Fundację Gajusz. Dziś dziewczynka przebywa już w rodzinie zastępczej, gdzie znalazła miłość i opiekę. Jej biologicznej matce, Ewelinie P., za usiłowanie zabójstwa córeczki grozi nawet dożywotni pobyt w więzieniu.