Światowej sławy śpiewaczka operowa, maestra Teresa Żylis-Gara
Teresa Żylis-Gara to jedna z najwybitniejszych śpiewaczek operowych przełomu XX i XXI wieku. Na scenie zadebiutowała w Operze Krakowskiej, kreując główną rolę w operze Halka Stanisława Moniuszki. W późniejszym czasie występowała na największych światowych scenach operowych, m.in. w mediolańskiej La Scala, Wiener Staatsoper, Monachium, Hamburg, Berlin, Tokio, Buenos Aires, Paryżu, San Francisco czy w Nowym Jorku. Jej sopran liryczny zachwycał podczas wykonywania utworów Mozarta, Verdiego, Pucciniego, R.Straussa, Chaussona, Czajkowskiego i wielu innych.
Przez lata mieszkała w pięknym apartamencie w Monaco, natomiast ostatnie kilkanaście lat życia mieszkała w Łodzi, w 2016 roku otrzymała tytuł doctora honoris causa Akademii Muzycznej im. G. i K. Bacewiczów w Łodzi. W 2020 roku z rąk prezydent Hanny Zdanowskiej otrzymała honorowe obywatelstwo Łodzi.
Zmarła 28 sierpnia 2021 roku w wieku 91 lat. Została pochowana w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Doły. Po jej śmierci, przed kamienicą, w której spędziła ostatnie lata, powstała tablica upamiętniająca, której inicjatorem jest syn artystki.
Polecany artykuł:
Teresa Żylis-Gara podczas studiów urodziła syna, Jerzego. Niewątpliwie odziedziczył on po niej miłość do sztuki. Pomimo, że zwiedził niemal cały świat, obecnie mieszka wraz z żoną Małgorzatą w Łodzi. Udało nam się namówić go na krótki wywiad, podczas którego opowiedział o swoim dzieciństwie, relacji z mamą, podróżach i muzyce.
Jak z perspektywy czasu oceniasz życie u boku światowej sławy artystki? Czy brakowało ci czegoś w dzieciństwie?
Miałem wszystko, poza mamą. Dopiero po latach zrozumiałem, że śpiewanie to było jej życie, praca. Wtedy jednak czułem się bardzo samotny. W dzieciństwie zajmowała się mną najpierw babcia i tata, następnie wysłano mnie do szkoły z internatem do zupełnie obcego kraju, nie znałem języka. W późniejszych latach jednak zdarzało się już jeździć w trasy z mamą, wtedy też znów się do siebie zbliżyliśmy. W ostatnich latach życia mamy mieszkaliśmy blisko siebie, często się odwiedzaliśmy, opiekowałem się nią.
Mówisz, że zdarzało się, że podróżowałeś razem z mamą na występy. Co czułeś widząc swoją mamę na wielkich scenach?
Bardzo to lubiłem. W większości miejsc przez cały dzień trwały próby, wieczorami występ. Na koncertach pojawiałem się i oglądałem mamę, znałem całą ekipę, wszyscy traktowali mnie trochę jak maskotkę. Natomiast w ciągu dnia najczęściej zwiedzałem okolice i wszelkie zakamarki, które w nastoletnim wieku najbardziej mnie interesowały.
Nigdy nie zapomnę występu mamy w Royal Albert Hall w Londynie w 1967 roku, kiedy zostałem posadzony w samym środku orkiestry, podczas gdy mama śpiewała Don Giovanniego. Niewykluczone, że gdzieś w archiwach BBC można to nagranie odnaleźć. Niezwykłe przeżycie.
Ty również jesteś artystą. Jakie masz wykształcenie? Muzyczne?
Za mną 4 lata internatu, najpierw rok w Szwajcarii, następnie 3 lata w Niemczech. Później wróciłem do Łodzi, skończyłem liceum, zrobiłem maturę i zdawałem na UŁ. Po czasie zacząłem się tam bardzo nudzić, więc postanowiłem zdawać do ASP. Co ciekawe, na wiosnę dopiero zacząłem malować i rysować. Okazało się to jednak strzałem w dziesiątkę, bo zdałem egzaminy wstępne. Byłem jednak trochę wciąż rozdarty, bo muzyka też była w moim sercu.
Później wyjechałem do Niemiec, wraz z moją pierwszą żoną. Jednak po rozstaniu, wyjechałem do Paryża, a następnie na południe Francji, gdzie spędziłem wiele lat. Wróciłem do Polski dopiero w latach 90-tych. Poznałem moją obecną żonę Małgorzatę i już od tej pory mieszkam w Łodzi.
Mówisz jednak, że muzyka cały czas ci towarzyszy w życiu. Co tworzysz?
Nie mam specjalnego profilu, który tworzę. Gram po prostu to co mi przyjdzie do głowy. Od 1977 roku tworzę już tylko swoje rzeczy, komponuję muzykę. Wcześniej zdarzało się występować z coverami. Nigdy nie miałem żadnego wykształcenia muzycznego, ale z oczywistych względów, czerpałem wiedzę z pierwszej ręki, od mamy.
Co na twoją pasję mówiła mama, wspierała cię czy raczej no odradzała pójście w muzykę?
Mama wspierała mnie od zawsze. Chciała jednak, bym zajął się klasyką, co dla mnie było kompletnie niemożliwe. Szczególnie w momencie, kiedy odkryłem zespół The Beatles, muzycznie świat się całkowicie dla mnie odmienił. Wpadłem więc w to i w tym siedzę nadal. Klasyczna muzyka jest piękna, ale to już jest pomnik, coś co jest już umowne, przewidywalne i wiadome. To nie dla mnie.
A mama śpiewała ci w domu?
Oczywiście! Ale wiadomo, nie tak koncertowo, jak podczas występów na największych scenach. Siedzieliśmy po prostu przy stole i wspólnie cieszyliśmy się muzyką. Bardzo za tym tęsknie.