Marcin Józefaciuk zrezygnował z członkostwa w klubie KO
Środowy wieczór przyniósł polityczną niespodziankę. Poseł Marcin Józefaciuk, dotąd jeden z bardziej rozpoznawalnych parlamentarzystów Koalicji Obywatelskiej, ogłosił rezygnację z członkostwa w klubie. Jak poinformował w mediach społecznościowych, decyzja była dla niego trudna, ale konieczna po tym, jak bez żadnej rozmowy został odwołany z Komisji Edukacji i Nauki. W emocjonalnym wpisie mówił o „karze za brak subordynacji”.
O tym, jak wygląda dziś polityka od środka, o wartościach, które pozostały niezmienne, i o planach na przyszłość rozmawiamy z posłem Marcinem Józefaciukiem.
Poseł Marcin Józefaciuk o planach na przyszłość: "Mam gdzie wracać"
Po zdobyciu mandatu posła wielokrotnie Pan podkreślał, że nie jest politykiem, lecz ideowcem. Można odnieść wrażenie, że dość boleśnie przekonał się Pan o tym, że w polityce trzeba być oportunistą.
W żadnym wypadku nie należy być oportunistą jeżeli chodzi o politykę. Nie zmieniam tego zdania w żadnym wypadku. Jest tutaj miejsce dla takich i takich osób. Każdy z nas działa w zupełnie inny sposób.
Nie jest pan trochę rozczarowany polityką?
Nie, w żadnym wypadku. Rozczarowany na pewno nie jestem, bo zyskałem dużo doświadczenia. Ludzie przecież mówią jak tutaj i to też widać... Tak więc nie jestem nierozczarowany, a wręcz przeciwnie. Bardzo wiele osób jest w stanie sobie pomagać, również pomiędzy podziałami. Rozczarowanie na pewno nie jest tym uczuciem, które można by tutaj odczuć.
O co teraz będzie walczyć sercem Marcin Józefaciuk?
Dokładnie o to samo. Zgadzam się z dziewięćdziesięcioma procentami linii klubu Koalicji Obywatelskiej. W końcu startowałem z list Koalicji Obywatelskiej. Nie zgadzam się z niektórymi kwestiami, na przykład z polityką oświatową, ale będę walczył dokładnie o to samo, o co walczyłem do tej pory. Między innymi o edukację – w tym edukację zawodową i edukację domową – o prawa mężczyzn, o równość męską, o problem alienacji rodzicielskiej, a także o prawa mniejszości. To wciąż pozostają te same cztery sfery, o które walczę. I między innymi dlatego postanowiłem zrobić to, co zrobiłem – żeby nie blokować działań czy decyzji klubu i żeby nikt nie musiał się za mnie tłumaczyć.
Czy to koniec przygody z polityką czy może widzi się pan w następnych wyborach parlamentarnych na liście jakiejś partii?
W ciągu ostatnich dwóch lat tyle się wydarzyło, tyle rzeczy się zmieniło, tyle było nieprzewidywalnych sytuacji, że trudno dziś przewidzieć, co będzie za dwa lata. Skupiam się na tym, co dzieje się teraz – na tym, co w tym momencie mogę zrobić i w jaki sposób mogę pomóc zarówno moim wyborcom, mieszkańcom Łodzi, jak i Polakom. Nie myślę o tym, co będzie za dwa lata. Nie jestem osobą, która działa po to, żeby „za dwa lata się dostać”. Tak nie działa nauczyciel, tak nie działa dyrektor szkoły, tak nie działa społecznik. Społecznik działa tu i teraz, żeby coś zrobić – i w taki sposób działam i będę działał. Co będzie za dwa lata? Zobaczymy.
A czy apetyt na politykę pozostanie za te dwa lata? Jestem nauczycielem. Nauczanie to moja pasja, moja miłość. Ciągle czuję motylki w brzuchu, gdy wchodzę do sali lekcyjnej, by rozmawiać z uczniami – na przykład o cyberhejtcie. Mam więc gdzie wracać, bo to jest moje ukochane miejsce, w którym zawsze chciałbym być. Tak więc, czy to polityka krajowa, lokalna, czy szkoła – wszystko jest otwarte.