Konflikt między Widzewem a władzami miasta trwa już blisko dwa tygodnie. Jednak sytuacja zamiast zbliżać się do rozwiązania, wydaje się coraz bardziej skomplikować. W wywiadzie dla Gazety Wyborczej sekretarz miasta Wojciech Rosicki powiedział, że są otwarci na rozmowy z klubem, ale nie chcą żeby uczestniczył w nich prezes klubu Mateusz Dróżdż. Według nich prezes Widzewa jest prowodyrem tej sytuacji i cały czas ją napędza. Rosicki podkreślił również, że miasto współpracowało już z wieloma prezesami klubu, ale zawsze udawało im się dogadać. Twierdzi, że obecny prezes Widzewa ma prowadzić politykę konfliktu odkąd objął posadę.
Rosicki stwierdza także, że sugerowanie jakoby zarząd miasta miał nie lubić Widzewa są wyssane z palca. Podał przykład kilku urzędników, którzy są kibicami klubu, a także rzeczy, jakie miasto zrobiło dla RTS tj. zbudowanie stadionu, boisk treningowych, a niedawno boiska przy ul. Sępiej. Dodatkowo mają odbywać się rozmowy miasta z Tomaszem Stamirowskim, właścicielem klubu, m.in. o terenach Startu oraz o przekazaniu Widzewowi w użytkowanie stadionu za przysłowiową złotówkę.
Prezydent miasta Hanna Zdanowska uznała, że w tym gorącym okresie warto zorganizować spotkanie z przedstawicielami stowarzyszeń kibicowskich. Miasto chciałoby, aby uczestniczył w nim również właściciel klubu Tomasz Stamirowski. Jednak na pewno zaproszenia nie otrzyma prezes Dróżdż.
Mateusz Dróżdż nie uważa siebie za prowodyra. Jego zdaniem jest nim Sławomir Worach, prezes MAKiS-u, który wystosował oskarżenia pod adresem prezesa Widzewa o przygotowanie transparentu atakującego miasto. Podejrzenia okazały się nieprawdziwe, a sam poszkodowany domaga się dymisji prezesa Woracha. Wojciech Rosicki zapowiedział w wywiadzie dla GW, że do takowej dymisji nie dojdzie, ponieważ każdemu zdarzają się błędy, a ten nie należał do dużych.