W porcie w Denii na hiszpańskim wybrzeżu spłonął luksusowy jacht „Still Alive” należący do znanego łódzkiego biznesmena Piotra Misztala. Straty sięgają około 10 milionów euro. Choć od pożaru minęło już kilka dni, jego przyczyny wciąż nie są znane.
Pożar w porcie. Straty liczone w milionach
Do zdarzenia doszło nocą w porcie w Denii, w prowincji Walencja. W akcji gaśniczej brało udział aż 11 jednostek straży pożarnej z kilku miejscowości. Ewakuowano wszystkie osoby z pobliskich jednostek, jednak ogień całkowicie strawił „Still Alive”. Spłonęły dwa piętra jachtu, pozostawiając jedynie fragmenty bocznych elementów.
- Jestem bardzo zaskoczony, że coś takiego stało się akurat na tym jachcie, który był w tym roku perfekcyjnie przygotowany. Jeszcze nigdy nie był tak dobrze przygotowany do sezonu jak w tym roku. Z zewnątrz i wewnątrz. Był lepszy niż jak wychodził ze stoczni. To zdarzenie, to nieprawdopodobna rzecz, tym bardziej, że przyjaciele ze Stanów Zjednoczonych, którzy chcieli go wyczarterować lądują 18 lipca w Polsce. Wszystko było odebrane. Nagle sytuacja jest taka, że nie mają gdzie przylecieć, bo jachtu nie ma. W nocy gdy otrzymałem tę wiadomość, to nie wierzyłem – mówi w rozmowie z Eska.pl Piotr Misztal.
Jak podkreślił, załoga opuściła jacht zgodnie z przepisami już wcześniej i nocowała w hotelu. Jednostka przechodziła w porcie renowację i miała być zwodowana następnego dnia. Planowano rejs na Majorkę, po którym jacht miał zostać wynajęty znajomym Misztala ze Stanów Zjednoczonych.
Jaka była przyczyna pożaru?
Sprawa wydaje się być dosyć tajemnicza. Wciąż nie wiadomo co dokładnie się stało tego dnia.
- Dalej jestem ciekawy przyczyny. Było już jedno konsylium 11-osobowe na jachcie. Po całym dniu poszukiwań nic nie stwierdzono. Będzie wysłane kolejne konsylium z Polski. Będą tam moi prawnicy, żeby znaleźć wreszcie przyczynę. Sam jestem ciekaw co się tam wydarzyło. Zwłaszcza, że na jachcie nikogo nie było. To była noc, załoga opuściła jacht o godz. 17 i spała w hotelu. A stało się to około północy – opowiada nam Piotr Misztal.
Biznesmen zwraca też uwagę na problem z dostępem do nagrań monitoringu z portu. – Najbardziej mnie dziwi, że nie możemy się doprosić nagrania z kamery, która była wycelowana dokładnie na mój jacht. To mogłoby wiele wyjaśnić – zaznaczył.

Zmiana planów i nowe propozycje
Po pożarze Piotr Misztal i jego bliscy zdecydowali się zmienić wakacyjne plany.
– Już zmieniliśmy całkowicie podejście do tegorocznych wyjazdów. Przyjaciołom zarezerwowaliśmy hotel, a my prawdopodobnie spędzimy większość tego roku w Polsce – mówi.
Jak ujawnił, firma, która zbudowała „Still Alive”, zaproponowała już budowę nowego jachtu.
– Otrzymaliśmy dwa projekty – jeden większy, drugi jeszcze większy. Ale budowa takiej jednostki to co najmniej dwa lata – tłumaczy Misztal. – Najważniejsze, żeby było zdrowie. Jacht to nie jest rzecz pierwszej potrzeby. Bez niego większość życia też dobrze przeżyłem. Będzie za dwa lata – będzie dobrze, nie będzie – też będę żył – podsumował.