Dom dla najmłodszych w potrzebie
– Tuli Luli, nazywa się tak ładnie, ale formalnie to jest interwencyjny ośrodek preadopcyjny. I to tak upraszczając nieco, to jest dom dziecka dla malutkich dzieci. Mogą tu mieszkać od pierwszych dni życia, ale maksymalnie do momentu ukończenia roczku – mówi Aleksandra Marciniak, rzeczniczka Fundacji Gajusz prowadzącej ośrodek.
Tuli Luli powstało w myśl ustawy o pieczy zastępczej. Trafiają tu niemowlęta, których rodzice z bardzo ważnych przyczyn nie mogą się nimi opiekować.
– To bezpieczne miejsce, w którym dzieci czekają na nową rodzinę. Czasami jest to rodzina adopcyjna, a czasami zastępcza, jeśli adopcyjnej nie uda się znaleźć – dodaje Marciniak.
Opieka nad maluchami w Tuli Luli wymaga specjalnych kwalifikacji.
– Ustawodawca przewidział, że wszyscy opiekunowie muszą mieć wykształcenie pedagogiczne, pielęgniarskie lub być po szkole opiekunów dziecięcych. Chodzi o to, że te dzieci przeżyły na początku życia największą traumę – rozstanie z mamą. Ta trauma zapisuje się w ciele i negatywnie wpływa na ich rozwój – tłumaczy.
Dlatego ośrodek zatrudnia fizjoterapeutów i neurologopedów.
– To są dzieci, które często nawet boją się jeść. Dla nich świat jest przerażający, a dorosły, który nagle je tuli, jest kimś obcym. Potrzebują czasu i bezpiecznego kontaktu – podkreśla.
Dzieci po trudnym starcie
Aż połowa podopiecznych Tuli Luli mogła być w życiu płodowym narażona na alkohol, narkotyki czy przemoc domową.
– To dzieci, które w brzuchu mamy słyszały awantury, czuły jej strach. Ich układ nerwowy rozwijał się w zaburzonych warunkach – wyjaśnia rzeczniczka.
Zanim trafią do nowej rodziny, przechodzą pełną diagnostykę, w tym badania neurologiczne. Problemem pozostaje jednak brak rodzin chętnych do adopcji dzieci z problemami zdrowotnymi.
– Dlatego organizujemy akcje poszukiwania rodzin zastępczych. Do tej pory znaleźliśmy ponad 30 takich domów dla chorych dzieci – mówi Marciniak.
Największym powodem do dumy są jednak powroty do rodzin biologicznych.
– Na ponad 200 dzieci, które były u nas, aż 13 wróciło do swoich mam lub krewnych. To efekt rozmów, wsparcia i sprawdzania, co się wydarzyło, że mama podjęła decyzję o rozstaniu – dodaje.
Czasem powód jest dramatyczny – choroba, uzależnienie, brak wsparcia.
– Nigdy jednak nie zdarzyło się, żeby powodem była bieda. To problem, który łatwiej rozwiązać niż brak wsparcia czy uzależnienia – zaznacza.
Dlaczego nie każde dziecko trafia do rodziny?
Mimo zapisów ustawy w domach dziecka przebywa ponad 2000 dzieci poniżej 10. roku życia.
– W Polsce dramatycznie brakuje rodzin zastępczych, które chciałyby stworzyć dla noworodka dom przejściowy – podkreśla Marciniak.
Fundacja Gajusz ostrzega, że planowana likwidacja ośrodków preadopcyjnych bez przygotowania miejsc w rodzinach zastępczych może skończyć się tym, że noworodki trafią do placówek, gdzie jedna opiekunka ma pod opieką 15 dzieci.
– Czy noworodek będzie wtedy dobrze dopilnowany? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi – mówi rzeczniczka.
W Tuli Luli jedna opiekunka zajmuje się maksymalnie trojgiem maluchów.

Co trzeba zmienić?
Fundacja wskazuje trzy kluczowe postulaty:
- Podnieść wynagrodzenie dla zawodowych rodzin zastępczych – dziś często jest to tylko płaca minimalna.
- Zapewnić dostęp do specjalistów i szybkich diagnoz, bo na NFZ czeka się miesiącami.
- Wprowadzić wsparcie w postaci dodatkowej osoby, np. niani, która odciąży rodzica.
– Rodzicielstwo zastępcze to praca 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Bez realnego wsparcia trudno znaleźć chętnych – podsumowuje Aleksandra Marciniak.