Kultowy warzywniak z Narutowicza walczy o przetrwanie. "46 lat pracy zamienić na 12 metrów trawnika?"

Od blisko pół wieku warzywniak pani Barbary Skomiał jest stałym punktem na mapie Łodzi. Teraz może zniknąć — kończy się zgoda na dzierżawę, a urzędnicy rozważają usunięcie kiosku, by w jego miejscu posiać… trawnik. Mieszkańcy są zszokowani i zapowiadają, że staną w obronie miejsca, które stało się częścią ich codzienności.

Warzywniak pani Basi z Narutowicza kolejny raz zagrożony likwidacją

Przy Narutowicza 58 od 46 lat działa warzywniak prowadzony przez panią Barbarę i jej męża. Wcześniej, przez około 15 lat prowadził go teść pani Basi. Łącznie punkt istnieje tu od ponad pół wieku.

– To jest naprawdę rzadkość, żeby ktoś tyle lat pracował w jednym miejscu – mówi nam właścicielka. – Mamy tu wspaniałych ludzi. Starszym zawsze pomagamy, zanosimy zakupy na górę. Dzwonią, mówią, co potrzebują, a my szykujemy od razu resztę. Przychodzą studenci, aktorzy, adwokaci. To jest potrzebne miejsce.

Ten niewielki kiosk stał się nie tylko punktem handlowym, lecz także częścią lokalnego życia. Jego historia nie jest jednak wolna od trudnych momentów i starań o przetrwanie. Pierwszy poważny kryzys pojawił się w 1992 roku.

– W ’92 przechodziliśmy z ajencji na prywatne, bo była prywatyzacja. Już wtedy nie chcieli nam przedłużyć, bo w tym miejscu miała stanąć stacja metra. No i 36 lat minęło, a metra nie ma – wspomina pani Barbara.

Od tamtej pory kolejne pomysły pojawiały się co kilka lat.

– Raz miała tu stanąć pierzeja, raz kamienica. Dwanaście lat temu było już na ostro — w decyzji napisali, że stoję „w centrum miasta” i że ze względu na estetykę musi być usunięte. Potem pani prezydent Zdanowska przedłużyła nam dzierżawę na trzy lata, a później już co roku - opowiada właścicielka warzywniaka. 

W ubiegłym roku znów pojawił się nowy argument: w miejscu kiosku ma powstać 12-metrowy trawnik. Sprawa była wtedy równie poważna jak dziś – również groziło jej usunięcie, a decyzja zapadła dosłownie w ostatniej chwili. Dopiero po nagłośnieniu sprawy przez mieszkańców i media miasto przedłużyło dzierżawę o kolejny rok. Teraz jednak sytuacja wraca jak bumerang.

– Nie przekonuje mnie to. 46 lat pracy zamienić na 12 metrów trawnika? Obok jest trawnik urzędu miasta — samochody tam stoją, pieski wiadomo w jakim celu… Tak to potem wygląda. Poza tym mój kiosk płaci 25 tysięcy podatku rocznie. Trawnik nic nie zapłaci – mówi pani Barbara.

Mieszkańcy bronią warzywniaka przy Narutowicza. "Będziemy bronić tego kiosku"

Mieszkanki i mieszkańcy okolicy nie kryją oburzenia. Wielu z nich deklaruje gotowość do ponownego wsparcia właścicielki.

– Ja jestem zszokowana. Nie wyobrażam sobie, żeby ten kiosk zniknął. Od kiedy tu mieszkam, pani Basia jest zawsze i ma zawsze świeże owoce i warzywa. Okoliczni mieszkańcy, pracownicy, wszyscy tu przychodzą – mówi jedna z kobiet. – My jesteśmy ogólnie bardzo zaangażowani. Już jedno wsparcie pani Basia od nas dostała. Jak trzeba będzie, to oczywiście wszystkimi rękoma się podpisujemy – wszyscy.

Kolejna klientka przyznaje, że dla niej to miejsce jest częścią historii ulicy: - U pani Basi robię zakupy od dawna. Jak będzie trzeba, to jako mieszkańcy staniemy murem. Zbierzemy się i będziemy bronić tego kiosku, żeby został. Bo to jest historia – jakby nie było. I tę historię zostawmy, niech się sama pięknie toczy dalej.

Właścicielka zgodnie z procedurą złożyła wniosek o przedłużenie dzierżawy w Zarządzie Dróg i Transportu. Jesienią, gdy przewodniczący Rady Miasta odwiedził warzywniak, pani Basia dopytała go, co będzie z kolejnym rokiem.

– Powiedział mi wtedy: „W następnym roku, pani Basiu… może nie na cały rok, ale na pół roku, na kilka miesięcy — jak się nic nie będzie działo, to przedłużymy”. No i czekałam na niego, że przyjedzie, powie coś. Ale nie przyjechał, nie powiedział nic – opowiada. - Złożyłam wniosek, jak mi kazali. Teraz po prostu czekam na odpowiedź.

Zarząd Dróg i Transportu ma 14 dni na rozpatrzenie złożonego wniosku o przedłużenie dzierżawy.

Popularny warzywniak w Bydgoszczy przegrał z drożyzną