Strażnicy miejscy z Łodzi nie mają wątpliwości, że to historia niczym z filmu. We wtorek (30 października) do ich siedziby przy ul. Wólczańskiej został przyprowadzony pies, który błąkał się w rejonie ulicy Maratońskiej na Retkini.
- Sunia była bardzo łagodna i przyjaźnie nastawiona do ludzi - mówi Joanna Prasnowska ze Straży Miejskiej w Łodzi.
Na szczęście pies był zaczipowany. Szybko udało się więc ustalić jego właściciela. Ku wielkiemu zdziwieniu okazało się, że Mika, bo tak nazywała się sunia, powinna przebywać w Bełchatowie, czyli ok. 50 km od miejsca, w którym została znaleziona.
Polecany artykuł:
Jak to się stało, że Mika dotarła do Łodzi? Najprawdopodobniej stęskniła się za swoim panem, który wyjechał za granicę i zostawił ją pod opieką bliskich. Okazało się bowiem, że Mika kiedyś często przyjeżdżała ze swoim panem do Łodzi i teraz prawdopodobnie chciała go właśnie w tych rejonach odnaleźć.
- Nikt nie wie tak naprawdę jak suni udało się taką odległość pokonać - dodaje Joanna Prasnowska. - Najprawdopodobniej sama przeszła tak znaczną drogę w poszukiwaniu swojego pana.
Historia znalazła szybko swój szczęśliwy finał, dzięki czipowi, który posiadał pies.
- Czipowanie i przede wszystkim też uaktualnianie takich danych jest bardzo istotne - podkreśla Joanna Prasnowska. - Ta sytuacja pokazała, jak szybko udało się ustalić właściciela. I co najważniejsze, pies nie trafił do schroniska, a właściwie w ciągu kilku godzin wrócił już do swojej rodziny.