Black Friday dzieli Polaków
Według najnowszego badania, w tym roku ponad 63 proc. Polaków zamierza zrobić zakupy w Black Friday. Tak wynika z raportu UCE RESEARCH i Grupy Offerista.
– Według badań firmy doradczej Deloitte, w USA 70 proc. społeczeństwa planuje skorzystać z dorocznych zniżek. Podobne dane dotyczą Wielkiej Brytanii. A właśnie w tych dwóch częściach świata Black Friday jest najpopularniejszy. W tym kontekście polski wynik oceniam jako wysoki. Pokazuje on, że w dobie inflacji Polacy aktywnie szukają specjalnych okazji – mówi dr Jolanta Tkaczyk z Akademii Leona Koźmińskiego.
Ponad 18 proc. badanych nie chce skorzystać z czarnopiątkowych okazji.
– Wśród tych osób większość zapewne na co dzień ledwo wiąże koniec z końcem i w ogóle nawet nie myśli o Black Friday. Raczej martwi się tym, za co kupi w następnym tygodniu żywność, a nie elektronikę czy perfumy – stwierdza Robert Biegaj z Grupy Offerista.
Z kolei blisko 19 proc. Polaków jeszcze nie wie, czy coś kupi. Jak komentuje dr Maria Andrzej Faliński, były wieloletni dyrektor generalny POHiD-u, nie wszyscy poddają się mechanizmowi okazyjnego wysypu wyprzedaży.
– Przynajmniej część konsumentów nie zna czarnopiątkowej instytucji społecznej lub z zasady nie reaguje na takie okazje, zarówno z niedostatku, jak i z ponadprzeciętnej zamożności. To paradoks, ale też prawidłowość. Wyniki badania odzwierciedlają ogólną strukturę majątkową społeczeństwa, w którym dominują osoby średniozamożne – wyjaśnia dr Faliński.
Polecany artykuł:
Black Friday 2023. Kto będzie polować na okazje?
Badanie wykazało, że mężczyźni częściej niż kobiety zamierzają zrobić okazyjne zakupy.
– Oni bardziej interesują się technologią i elektroniką, które są popularnymi kategoriami promocyjnymi w ramach Black Friday. W zeszłym roku, wg raportu Deloitte, aż 40% sprzedaży w Czarny Piątek dotyczyło właśnie urządzeń elektronicznych. Dodatkowo mężczyźni częściej są skłonni do podejmowania ryzyka, co może przekładać się na większą chęć udziału w wyprzedażach – dodaje dr Tkaczyk.
Zakupy najchętniej zrobią osoby w wieku 18-34 lat. Najczęściej z okazji skorzystają konsumenci, którzy zamieszkują miasta liczące od 200-499 tys. lub 5-19 tys. ludności. Będą to z reguły shopperzy zarabiający co najmniej 7000 zł miesięcznie i mający wykształcenie wyższe bądź średnie.
– Osoby w wieku 18-34 lat najczęściej biorą udział w akcjach, które są mocno kreowane w Internecie, a Black Friday idealnie wpisuje się w ten model. Retailerzy głównie promują z tej okazji produkty, których odbiorcami są młodzi i aktywni shopperzy. Zaskakująca może być natomiast zróżnicowana wielkość miast, w których mieszkają osoby najbardziej zainteresowane zakupami, ale tak właśnie wygląda handel w Polsce. Konsumenci z małych i średnich miasteczek szukają dobrych okazji, często by wyróżnić się w swoim środowisku – zauważa Robert Biegaj.
Większe kwoty i rabaty w tym roku
Uczestnicy badania ujawnili też, ile pieniędzy łącznie wydali w zeszłym roku w Black Friday. Najczęściej podawali przedział 300-400 zł – blisko 14 proc. Następnie deklarowali 200-300 zł – ponad 12 proc. Wskazania 400-500 zł i powyżej 1000 zł uzyskały po przeszło 12 proc. Natomiast w tym roku konsumenci chcą wydać odpowiednio 400-500 zł – prawie 13 proc. , powyżej 1000 zł – ponad 12 proc., a także 300-400 zł – przeszło 12 proc.
– Widać, że obecnie shopperzy chcą wydać więcej pieniędzy. Powody są co najmniej dwa. Pierwszy jest taki, że przez inflację sporo towarów mocno zdrożało. Konsumenci, widząc to, muszą głębiej sięgnąć do kieszeni. Drugą przyczyną, mocno powiązaną z pierwszą, jest to, że Polacy chcą zrobić zakupy na zapas, np. już na święta. W ten sposób mogą więcej zaoszczędzić – analizuje ekspert z Grupy Offerista.
W zeszłym roku Polacy najczęściej polowali na rabaty w wysokości 40-50 proc. Blisko 24 proc. ankietowanych tak robiło. Ponad 19 proc. rodaków szukało zniżek na poziomie 30-40 proc., a przeszło 16 proc. rozglądało się za upustami w przedziale 50-60 proc. W tym roku najwięcej konsumentów, czyli prawie 22 proc., chce skorzystać z obniżek wynoszących 50-60 proc. Przedział 40-50 proc. wskazuje niecałe 21 proc. shopperów, a rabaty rzędu 30-40 proc. podaje niespełna 15 proc. kupujących.
– Fakt, że teraz na pierwszym miejscu jest przedział w wysokości 50-60 proc. to wynik psychologicznej reakcji na wzrost cen. Warto poszukać większych obniżek, bo jest drożej niż w zeszłym roku. Pieniądz jest słabszy i realnie mamy go mniej, więc stosujemy racjonalniejszą metodę wydawania – tłumaczy dr Faliński.
Omnibus zweryfikuje obniżki
Warto też zauważyć, że Polacy nie bardzo chcą polować na rabaty powyżej 70 proc. W tym roku przedział 70-80 proc. miał tylko 7 proc. wskazań, a powyżej 80 proc. – ponad 6 proc. Natomiast w zeszłym roku wyglądało to jeszcze gorzej, tj. 70-80 proc. – przeszło 5 proc. deklaracji, a powyżej 80 proc. – niecałe 4 proc.
– Rabat powyżej 70 proc. może być postrzegany jako granica między atrakcyjną promocją a okazją zbyt dobrą, by była prawdziwa. Konsumenci mogą być sceptyczni co do możliwości uzyskania tak dużego upustu, zwłaszcza w przypadku produktów o wysokiej wartości. Mogą obawiać się, że rabat jest związany z niską jakością i wynika np. z wadliwości towaru – objaśnia dr Jolanta Tkaczyk.
Jak podsumowuje ekspert z Grupy Offerista, konsumenci stali się nieufni. W ostatnich latach powszechną praktyką było to, że sklep najpierw podwyższał cenę, a następie w krótkim czasie ją obniżał, żeby wykazać atrakcyjny rabat. Teraz, gdy obowiązuje dyrektywa Omnibus, na etykiecie musi być podana zarówno najniższa cena z ostatnich 30 dni, jak i ta ostatnia sprzed obniżki. I pod tym względem tegoroczny Black Friday może zupełnie inaczej wyglądać niż wcześniejsze święta zakupów, obnażając prawdę o krzykliwych rabatach.