Rosja dezinformuje w sprawie dronów nad Polską. Ekspert przestrzega przed fake newsami

Rosyjskie media i blogerzy wojenni rozpowszechniają fałszywe informacje o dronach, które naruszyły polską przestrzeń powietrzną. – To element wojny informacyjnej, której celem jest sianie paniki i chaosu – ostrzega Paweł Nowacki ze Stowarzyszenia Praktyków Transformacji Cyfrowej i podpowiada, jak nie dać się złapać w jej pułapki.

Dezinformacja – broń Kremla

i

Autor: Pexels/ Archiwum prywatne

Rosja dezinformuje w sprawie dronów nad Polską

Rosyjskie media prorządowe i tzw. blogerzy wojenni rozpowszechniają nieprawdziwe informacje dotyczące dronów, które w nocy z wtorku na środę naruszyły polską przestrzeń powietrzną. Prokremlowskie portale, takie jak KP.ru i RIA Nowosti, podważają komunikaty polskich władz, twierdząc, że nie przedstawiono dowodów na incydent. To element szerszej strategii Moskwy – wojny informacyjnej, w której dezinformacja odgrywa kluczową rolę.

O tym, jak rozpoznawać fałszywe narracje i jak się przed nimi bronić, rozmawiamy z Pawłem Nowackim ze Stowarzyszenia Praktyków Transformacji Cyfrowej, które prowadzi program szkoleniowy dla dziennikarzy w zakresie walki z dezinformacją.

Ela Piotrowska: Dezinformacja to można powiedzieć taka piąta kolumna...

Paweł Nowacki: Tak, to jest rosyjski sposób prowadzenia wojny, który opiera się na założeniu, że wojnę można wygrać lub przegrać w umyśle przeciwnika. Głównym wysiłkiem Kremla jest kształtowanie decyzji przeciwników, aby osiągnąć cele nieosiągalne wyłącznie dzięki fizycznym zdolnościom Rosji. Rosyjska strategia polega na tym, żeby jak najbardziej dezinformować, wykorzystując różne źródła informacji. One mają wprowadzać zamęt i wzbudzać obawy czy lęk, a także skłócać społeczeństwo. Dzisiejsza sytuacja z dronami będzie zapewne wielokrotnie komentowana i przetwarzana w taki właśnie sposób.

Jak się przed tym strzec?

 Przede wszystkim – szukać wiarygodnych źródeł informacji, nie ulegać panice i nie udostępniać niesprawdzonych treści. Warto weryfikować wiadomości w co najmniej kilku źródłach. To, że jakiś ekspert w mediach społecznościowych do tej pory publikował rzetelne materiały, nie oznacza, że teraz każda jego informacja jest sprawdzona. Często chodzi też o zasięgi i zarabianie. Dlatego sięgajmy raczej po media, które mają rozbudowane zespoły redakcyjne i współpracują z ekspertami.

Ale przecież sami często udostępniamy informacje, które nas zaciekawią czy przestraszą.

I to jest problem. To także sieje zamęt. Dlatego w takich sytuacjach warto zachować „ciszę informacyjną”. Nieprzypadkowo wojsko apeluje, by nie publikować zdjęć przejeżdżających pojazdów wojskowych czy nie powielać niesprawdzonych wiadomości. Dziś widziałem na Twitterze zdjęcia, które rzekomo miały przedstawiać sytuację na wschodzie Polski, a w rzeczywistości pochodziły z zupełnie innego miejsca. To tylko sprzyja rosyjskiej dezinformacji.

Co zatem może zrobić zwykły obywatel, gdy coś go przestraszy i chce się tym podzielić?

Lepiej mniej publikować, a bardziej przemyśleć. Dzielmy się obawami prywatnie, a nie publicznie. Nieprzemyślane posty tworzą „szum informacyjny” – czyli dokładnie to, na czym zależy przeciwnikowi: sianie niepokoju i wątpliwości. Pamiętajmy, że niezweryfikowane pogłoski, jak te z początku wojny w Ukrainie („moja siostra pielęgniarka mówiła, że wojsko będzie skoszarowane”), tylko wzmacniają chaos. Tymczasem to, co naprawdę jest nam potrzebne, to rzetelne komunikaty – np. że lotniska znów działają albo że służby są na miejscu.

Fake newsy to naprawdę skuteczna broń.

Tak, bo tworzenie narracji pozwala osiągać korzyści. Wystarczy spojrzeć na komentarze w mediach społecznościowych: „to nie nasza wojna” albo „nie mamy środków, żeby strącać drony”. To właśnie to, co chce osiągnąć Rosja – żeby ludzie myśleli tak, jak ona chce. Dlatego naszym zadaniem, zarówno państwa, mediów, jak i nas samych, jest dezaktywowanie takich narracji. Nie kolportujmy niesprawdzonych informacji.

Łódź Radio ESKA Google News
W Czosnówce w woj. lubelskim odnaleziono pierwszego zestrzelonego drona