Polski żeglarz zaginął na Oceanie Atlantyckim w okolicach Wysp Kanaryjskich. Jak informuje TVP Info, w czwartek (13 czerwca) 59-letni Marek Siedlecki wypłynął z portu Gran Tarajal na wyspie Fuerteventura, skąd miał dopłynąć do portu Pasito Blanco na Gran Canarii. Stamtąd już w sobotę miał wrócić samolotem do domu we Frankfurcie. Niestety, żeglarz do portu na Gran Canarii nie dotarł i od czwartku nie ma z nim żadnego kontaktu.
Syn zaginionego żeglarza opublikował na Facebooku wpis, w którym opisał okoliczności zaginięcia ojca. Mężczyzna podejrzewa, że na jachcie, którym płynął 59-latek, mogło dojść do awarii.
„Na jachcie nie działa system AIS, co uniemożliwia nam namierzenie jego pozycji oraz telefon. Po kilku rozmowach telefonicznych z doświadczonymi żeglarzami podejrzewamy, że padła elektryka i sterowanie, w wyniku czego jacht płynie w dryfie bez możliwości dopłynięcia do jakiegokolwiek portu” – napisał syn 59-latka.
O zaginięciu żeglarza powiadomione zostały m.in. służby hiszpańskie i polskie. Poszukiwania jachtu cały czas trwają.