O Arturze Baranowskim, zwycięzcy ostatniego odcinka teleturnieju „Jeden z dziesięciu”, napisały chyba wszystkie media w Polsce. Począwszy od portali lokalnych, poprzez plotkarskie, na sportowych kończąc. Wzmianki pojawiły się nawet w mediach zagranicznych. To chyba pierwszy przypadek, kiedy tak masowy zachwyt wzbudza czyjaś mądrość, a nie piękna figura celebrytki, nowy samochód znanego aktora, czy zdrada w związku gwiazd...
- Ma pani 100 proc. racji, też się nad tym zastanawiałem. W czasach, gdy internet jest zdominowany przez media społecznościowe, plotkarstwo, hejt, kiedy celebryci zaskakują nas ciągle nowymi skandalami, kiedy widzimy chamstwo polityków – na szczęście w ostatnim czasie mniejsze – niespodziewanie ktoś, kto czyta książki, kształci się i nabywa wiedzę, zdobywa powszechne uznanie. To jest bardzo dobry sygnał. Zachwyconych panem Baranowskim jest nie tylko 5 procent ludzi najbardziej myślących i dbających o samorozwój. On w pewnym sensie zaimponował także tym, którzy może nie mają tak gruntownej wiedzy, ale jednocześnie nabijają się z bohaterów programików wyśmiewających kompletną niewiedzę naszych rodaków. Może dzięki temu bardziej rozsądnie spojrzymy na potrzebę samokształtowania. Mamy teraz płaskoziemców, antyszczepionkowców, mamy ogromny potencjał głupoty. Uważam, że w 1989 roku Polacy odzyskali niepodległość, ale w znaczącej części była to niepodległość od rozumu. Tak więc jest to piękne, że ta osoba wzbudziła tak szeroki zachwyt.
Spektakularne wygrane w teleturniejach już się zdarzały, ale tym razem internet po prostu zapłonął. Na czym polega fenomen Artura Baranowskiego?
Był przede wszystkim szybki i wygrał, grając na siebie. Dał nam w ten sposób sygnał, że należy wierzyć w siebie i dbać o samorozwój. To też jest pewien sygnał dla mediów. Mamy wprawdzie różne teleturnieje typu „Jeden z dziesięciu” czy „Milionerzy” – chociaż akurat ten drugi uplasowałbym niżej w gradacji intelektualnej w porównaniu z „1 z 10” – ale może czas jest powrócić na poważnie do tej powinności telewizji, jaką jest misja edukacyjna. Z mojej młodości pamiętam, jak Polacy fascynowali się taki programami jak „Sonda” czy nawet „Zrób to sam” Słodowego, gdzie była przekazywana pewna wiedza. „Wielka gra” powodowała, że pustoszały ulice, bo ludzie śledzili losy graczy tego teleturnieju. Współcześnie misja edukacyjna zeszła na dalszy plan. Może dzięki takim wydarzeniom, jak spektakularny odcinek „1 z 10”, coś się zmieni? Może Polak okaże się mądry także przed szkodą, a nie tylko po szkodzie?
Mam wrażenie, że niezależnie od tematu zawsze znajdą się hejterzy. Tym razem jednak nie znalazłam negatywnych komentarzy na temat zwycięzcy teleturnieju. Wszyscy wprost pieją z zachwytu.
- Proszę zwrócić uwagę, że w mediach mało się ukazuje doniesień o naszych młodych, naprawdę wybitnych ludziach, studentach zdobywających laury na wielkich olimpiadach wiedzy, czy absolwentach „kupowanych” przez zachodnie koncerny. Natomiast ten program spowodował - być może - jakieś drgnięcie. Przyniósł refleksję, że warto jednak coś wiedzieć.
Pan Artur jest skromnym, młodym mężczyzną. Być może to nie dało ludziom powodów do hejtu...
To dobry i motywujący przykład kogoś, kto jest jednym z nas. To pokazuje, że niezależnie od tego kim jesteśmy, skąd pochodzimy i jak wyglądamy, możemy osiągnąć sukces.
Nie jeden celebryta marzyłby o takiej sławie i zgarnięciu wszystkich nagłówków, tymczasem pan Artur stroni od mediów. Wiele redakcji pojechało do Śliwnik i chyba nikomu nie udało się z nim porozmawiać. Podejrzewam, że jest przerażony skalą własnej popularności. Pana zdaniem zdecyduje się na rozmowę z dziennikarzami?
Być może taka jest jego natura. Przecież nawet mieszkańcy tej miejscowości mówią, że rzadko go widywali i mówi się o nim jako o niesłychanie skromnym człowieku. Nie zdziwię się, że jednak komuś się uda z nim porozmawiać. Nie zdziwię się również, jeśli stanie się – co by było pozytywnym sygnałem – bohaterem reklam na przykład wydawnictw książkowych czy generalnie branż, które gdzieś zahaczają o naukę. Na przykład PWN mogłoby wykorzystać jego postać do propagowania swoich wydawnictw.