Odszedł Franciszek Smuda, jeden z najlepszych trenerów polskich klubów, a także selekcjoner naszej narodowej reprezentacji. Dla wszystkich kibiców to smutny czas, ale także okazja do przypomnienia sobie o wspaniałych osiągnięciach trenera.
- Całe nasze środowisko jest pogrążone w żalu. Odszedł wyjątkowy, nietuzinkowy, nieprzeciętny, charyzmatyczny człowiek i trener, który zrobił z nami coś fantastycznego. Dał radość pogrążonej wówczas w kryzysie gospodarczym Łodzi. Dał nam powody do dumy, wzruszeń i emocji – powiedział nam Marcin Tarociński, rzecznik prasowy Widzewa Łódź.
Franciszek Smuda w Widzewie
Widzew Łódź ma na koncie cztery mistrzostwa Polski, a aż połowę z nich wywalczył Franciszek Smuda. Klub przejął w maju 1995 roku. Bardzo szybko zaczął czynić cuda. Początek miał zły, bo przegrał 0:1 w Poznaniu z Lechem. Jednak, od początku kolejnego sezonu szedł jak burza. Zaowocowało to tytułem mistrza w 1996 roku. Jednym z ważniejszych meczów tego wyjątkowego sezonu było starcie z Legią, które łodzianie wygrali 1:2.
- To był nasz "mecz życia". Gdy ktoś strzeli Widzewowi, narazi się na to, że podrażni lwa. W moich chłopcach wyzwala się dodatkowa ambicja, wola walki. Wtedy dopiero dają z siebie wszystko i zwyciężają – pomeczową wypowiedź Franciszka Smudy przypomina portal widzew.com.
Pierwszy sezon Smudy w Widzewie był niesamowity, ale nie ostatni. Później również osiągał sukcesy z klubem.
- Podwójne mistrzostwo Polski, wicemistrzostwo, awans do Ligi Mistrzów, a wszystko to w nieprawdopodobnych okolicznościach, zgodnie z hasłem „Widzew zawsze gra do końca”. Franek Smuda zawsze grał do końca i nic już tego nie zmieni. Król łódzkich kibiców, bo taki tytuł otrzymał na koniec lat 90’, wracał do naszego klubu wielokrotnie, prowadził go łącznie pięć razy. Warto o tym pamiętać, ponieważ nie tylko odnosił z naszym klubem wielkie sukcesy, ale także pomagał w trudnych chwilach przy odbudowie klubu. Mówi się, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale to nie dotyczy Franciszka Smudy. On wracał do naszego klubu i zawsze był jego integralną, niezwykle ważną postacią i tak zostanie do końca – powiedział Marcin Tarociński.
Polecany artykuł:
„Franek Smuda czyni cuda”
Wielu kibiców Widzewa nigdy nie zapomni spotkania z Legią w 1997 roku. To spotkanie było jednym z najważniejszych w historii łódzkiego klubu. Nie dość, że było bardzo emocjonujące, to jeszcze dało drugie z rzędu mistrzostwo Polski.
- Ten mecz na Łazienkowskiej to jest kamień milowy w historii Widzewa. Zawsze będziemy o tym pamiętać, to jest fakt, na którym wychowują się kolejne pokolenia kibiców. Między innymi dlatego Serce Łodzi jest zawsze pełne, to dlatego kibice Widzewa tak mocno stają za swoim klubem na dobre i na złe. 1997 rok, kiedy do 85 minuty przegrywaliśmy 0:2, a wygraliśmy 3:2, zawsze pozostanie w naszej pamięci – dodaje Marcin Tarociński.
W kolejnym roku trener Smuda pożegnał się z Widzewem, ale powracał do niego w latach 2002, 2003, 2004. Wtedy najczęściej jego zadaniem było ratowanie klubu przed spadkiem.
Przyszedł czas na dłuższe rozstanie trenera z klubem. Trwało ono 13 lat. W 2017 roku Franciszek Smuda powrócił do Widzewa. Jednak klub znacznie się różnił od tego z 1996 roku. Ambicją już nie było mistrzostwo, a odbudowanie legendy, ponieważ grano w III Lidze. Nawet wtedy trener Smuda objął ster i dołożył swoją cegiełkę do powrotu do Ekstraklasy.
Trener Franciszek Smuda zawsze będzie wspominany przez kibiców Widzewa z uśmiechem na twarzy. Była to postać niezwykle charyzmatyczna, która stała się bardzo ważna dla klubu i całej Łodzi.
Kamil Grosicki żegna się z reprezentacją. Wzruszające słowa po treningu reprezentacji
