Już w marcu Marcin Tybura zawalczy w kolejnej walce wieczoru dla organizacji UFC. Polak wraca do akcji po ostatniej porażce, która jednak nie jest ujmą, ponieważ mierzył się wtedy z aktualnym tymczasowym mistrzem świata. Kolejnym rywalem Marcina Tybury będzie Tai Tuivasa, który słynie z agresywnego stylu i bardzo silnego ciosu.
Wywiad z Marcinem Tyburą
- Pierwotnie miałeś walczyć w lutym, ale zmieniono datę na marzec. Czy to dobrze? Co to zmienia w twoich przygotowaniach?
- Ani dobrze, ani źle. Są pewne dobre strony tej sytuacji, bo teraz będzie to walka wieczoru, więc na pewno wzbudzi większe zainteresowanie fanów. Dodatkowo, będzie to 5 rund zamiast 3, a ja wolę dłuższe walki. Złe strony są takie, że przygotowania były ułożone pod termin w lutym. Poczyniono sporo rzeczy związanych z wyjazdem, teraz trzeba to wszystko przekładać. Zmienia to też same przygotowania, przedłuża je – teraz lekkie roztrenowanie i za chwilę znowu wejście na wyższe obroty.
- A jak wyglądają same przygotowania? Twój obecny rywal różni się od poprzedniego, ale obaj są bardzo dobrymi stójkowiczami, więc wprowadzasz duże zmiany czy kontynuujesz to co zacząłeś podczas poprzedniego obozu?
- W porównaniu do poprzedniego rywala Tuivasa jest mniej sprawny, mniej atletyczny i wolniejszy. Kontynuuje sporo rzeczy, które zacząłem w poprzednim campie. Wynik ostatniej walki i jej przebieg związany był z klasą rywala, z którym miałem okazję się mierzyć – Tomem Aspinallem, który teraz idzie jak burza i został już mistrzem świata. Trudno byłoby zmienić przygotowania stójkowe o 180 stopni przez to, że przegrałem z tak dobrym zawodnikiem. Wprowadzenie dużych zmian nie jest proste. Kontynuuje i staram się przygotować na rzeczy, które dzieją się w pierwszych minutach walki, bo z tym mam zawsze największy problem. Zwykle potrafię wykorzystać moją dobrą kondycję, ale początki, gdy przeciwnik jest jeszcze dynamiczny, są dla mnie trudniejsze.
- Wspomniałeś, że na początkach walk pojawiają się u ciebie problemy, a Tuivasa słynie z dużej agresji. Spodziewasz się jego szarży już od samego początku? Jak chcesz temu przeciwdziałać?
- Na pewno spodziewam się, że mocno ruszy od samego początku. Tym bardziej, że on nie jest zawodnikiem, który lubi dłuższe dystanse. Widzieliśmy to w jego walce z Cirylem Gane, gdzie w trzeciej rundzie był już mocno zmęczony. Na pewno będzie chciał mnie jak najszybciej znokautować. A jak temu zapobiec? Poruszanie na nogach to jest jedna kwestia, na pewno klinczowanie, ale też duża praca nad unikami, blokami, zwodami itd. Nad tym wszystkim pracuje i te elementy mają mi pozwolić uniknąć tarapatów w pierwszych minutach.
- Tuivasa przegrał 3 ostatnie pojedynki, więc teoretycznie musi z tobą wygrać, aby jego notowania jakoś znacząco nie spadły. Jeszcze kilka lat temu byłeś w dosyć podobnej sytuacji, więc myślisz, że taka seria może na niego zadziałać motywująco?
- Na jednego może zadziałać bardzo motywująco, a na drugiego wręcz przeciwnie. Zależy jak jest w stanie poukładać swoją psychikę. Wydaje mi się, że Tai Tuivasa nie jest zawodnikiem, który mocno przywiązuje uwagę do tego w jakim miejscu w rankingu jest czy nawet do serii porażek. On jest takim zawodnikiem, który się dobrze bawi i do każdej walki pewnie podchodzi z takim samym nastawieniem.
Polecany artykuł:
- A ty zwracasz uwagę na ranking UFC? Według niego jesteś chociażby za Spivaciem, którego przecież pokonałeś. Wolisz skupiać się na pokonywaniu wysoko notowanych przeciwników czy może preferujesz rywali, którzy stanowią ciekawe wyzwanie, a ich miejsce jest drugorzędną kwestią?
- Wszyscy w rankingu walczymy o jedno miejsce – mistrza. Pozostałe nie są aż tak ważne. Dużą przyjemność sprawia mi gdy mogę walczyć z kimś wyżej notowanym, tak wolę. I jeśli mógłbym wybierać to zawsze wybiorę kogoś wyżej w rankingu, ale nie przeszkadzałoby mi zmierzyć się z kimś z niższego miejsca. Sam fakt, że jestem za Spivaciem wiele mówi, bo uważam, że ranking trudno poukładać. Ciężko zrobić, aby całkowicie oddawał to jakie umiejętności mają konkretni zawodnicy. On się ciągle miesza, bo nagle ktoś z niższego miejsca pokonuje kogoś wyżej i okazuje się, że ten ranking nie działa, ale musi być i jest potrzebny. Fani też pewnie lubią zestawienia różnych miejsc. Tak do niego podchodzę, a nie jak do czegoś co jest świętością.
- A co uważasz o aktualnej sytuacji w wadze ciężkiej? Mamy dwóch mistrzów. Jednego tymczasowego, który cały czas szuka walki i pokazuje, że jest bardzo dobry. Jest też właściwy mistrz, który unika walki. Wybiera sobie przeciwników lub co chwilę ma jakieś kontuzje. Jakie powinno być rozwiązanie tej sytuacji?
- Nie jestem kimś kto krytykuje UFC i ich podejście do planu biznesowego. Rozumiem, że w grę wchodzą duże pieniądze i muszą tak zestawiać walki na szczycie, żeby się to dobrze sprzedawało. Zawodnicy to często krytykują, ale to też odbywa się z korzyścią dla nich. Jak organizacja zarabia pieniądze to zarabiają też jej pracownicy. Rozumiem frustrację Toma Aspinalla, ale Jon Jones to zawodnik, który do wszystkiego podchodzi bardzo taktycznie – do walki, ale też do wyboru przeciwników. Wcale mnie nie zaskoczyło, że nie dał szansy Aspinallowi na walkę. On czuje zagrożenie. Nie jest już w swojej szczytowej formie i nie jest mu potrzebne, aby na koniec kariery przegrać z młodym zawodnikiem. Pewnie będzie się opierał jak najdłużej przed tym pojedynkiem. Jeśli UFC będzie chciało ich zestawić to coraz bardziej będzie mu powiększać stawkę i Jones może się na to zgodzi.
- Jeszcze chciałbym zadać nieco nostalgiczne pytanie. Powiedz, jak z perspektywy czasu oceniasz swoją drogę z Uniejowa do występów w walkach wieczoru największej organizacji MMA na świecie?
- Tutaj mógłbym się bardzo rozwinąć, ale powiem w skrócie. Droga była wyboista i trudna, ale też bardzo przyjemna. Sport sprawiał i cały czas sprawia mi ogromną przyjemność. Nigdy nie traktowałem tego w kategorii pracy czy obowiązku. Zawsze dawał mi wiele radości, dlatego mu się poświęcałem. Myślę, że to dlatego w każdym okresie w moim życiu przychodziły różne sukcesy, cały czas piąłem się do góry w sporcie. Wydaje mi się, że jeżeli ktoś czerpie dużą przyjemność z tego co robi, jest w stanie się temu poświęcić i nie zwraca uwagi na korzyści, które z tego wynikają, to one same z czasem przychodzą. Jeśli robiłbym to na siłę, to na pewno nie byłbym w tym miejscu.