LDZ Zmotoryzowani Łodzianie wynajęli samochód z przyczepą, na której umieszczono dwustronny bilbord z hasłami nawiązującymi m.in. do skandalicznego - zdaniem działaczy stowarzyszenia - stanu łódzkich dróg i do przypadającej w tym roku 600. rocznicy nadania przez króla Władysława Jagiełłę praw miejskich Łodzi: "Łódź przez 600 lat nigdy nie była tak dziurawa. Za stan infrastruktury odpowiada Zarząd Dróg i Transportu UMŁ". Po drugiej stronie bilbordu umieszczono hasło: "Najdroższe od 600 lat bilety MPK. Za ceny biletów odpowiada Rada Miejska w Łodzi".
- Udało się wynająć mobilny bilbord z nagłośnieniem za 350 złotych dziennie. Samochód z przyczepą będzie od poniedziałku jeździć po Łodzi, rozpoczynając kolejną społeczną kampanię na rzecz bezpieczeństwa na drogach. Na razie stać nas na przejazdy przez 14 dni - podkreślił szef Zmotoryzowanych, Jarosław Kostrzewa.
Przypominał, że pieniądze na banery pochodzą ze społecznej zbiórki internetowej.
- Wciąż wpływają pieniądze - poinformował. - Jesteśmy zdesperowani. Od lat dziury w łódzkich jezdniach stanowią ogromne niebezpieczeństwo dla kierowców i pieszych.
- Władze miasta nas ignorują lekceważąc tym samym mieszkańców. Służby drogowe łatają ogromne wyrwy materiałem zwanym powszechnie "gó...litem", czyli masą, która natychmiast odpada - zaznaczył lider LDZ ZŁ. - Niektóre dziury na jezdniach miały metr głębokości. Kierowcy mają "dużo szczęścia", jeśli nie stracą na tych wyrwach zawieszenia lub koła.
Wspierający akcję przypominają niedawną interwencję łódzkich drogowców, którzy dziury na drodze gruntowej wypełnili asfaltem, a na innej ulicy wyrwy w asfalcie zasypali piaskiem i utwardzili.
W lutym na trzech głównych drogach wjazdowych do Łodzi stanęły także sfinansowane społecznie bilbordy: "Wjeżdżamy do Łodzi, najbardziej dziurawego i zakorkowanego miasta w Polsce".
- Akcja zaczęła chyba przynosić rezultaty, bo w urzędzie zaczęto codziennie informować o remontach. Chcieliśmy postawić kolejne bilbordy, ale z tym już były problemy - mówił wcześniej Jarosław Kostrzewa. Dodał, że firmy wynajmujące powierzchnie na bilbordach nagle przestały przyjmować zamówienia od społeczników.