Patryk Lewy, radio Eska Łódź: W jaki sposób pomogliście?
Julia Zając-Milanowicz, jedna z inicjatorek akcji: Wyjechałyśmy samego rana, następnego dnia. Zapakowałyśmy jakiś taki podstawowy prowiant, kanapki, owoce, wodę mineralną, żeby rozdawać ludziom na miejscu. Na początku był problem ze znalezieniem miejsca zbiórki.
PL: Co zobaczyłaś, jako pierwsze, gdy pojawiłaś się na miejscu?
JZ: To były gigantyczne emocje. Pierwsze, co zobaczyłam to masę ludzi, którzy nie wiedzieli - dokąd zmierzają. Byli bezpieczni, ale nie wiedzieli, co dalej z nimi będzie. Czekali na przypadkowych ludzi, z którymi umówili się przez internet. Była też góra śmieci, dosłownie, popsutych zabawek, dużo jedzenia i podstawowych produktów higienicznych. Polacy jednak powinni nauczyć się, co dawać - to, co sami chcielibyśmy otrzymać.
PL: Ile osób udało Wam się zebrać?
JZ: Samochodów było pięć, osób udało nam się zabrać dwanaście. Z pewnością moglibyśmy zabrać ich więcej, ale nie pozwolono nam. Na miejscu była duża kolejka Polaków, którzy czekali na swoich uchodźców. Niestety panuje tam gigantyczna dezorganizacja.
PL: Dlaczego nie pozwolono Wam zabrać większej ilości osób?
JZ: Wolontariusze zaczęli sugerować, że nie jesteśmy pewni. Rozumiem, jak najbardziej, nie znali nas, nie wiedzieli, czy jesteśmy osobami godnymi zaufania. Aczkolwiek, żałuję tego. Słyszałam też wiele od innych wolontariuszy, wiele dramatycznych historii. Tam po prostu panuje chaos.
PL: Jak wygląda sytuacja w ośrodkach na Ukrainie?
JZ: Ludzie śpią kolano w kolano. Zdarzały się takie sytuacje, że dzieci załatwiały się do nocników i kilka razy zdarzało się tak, że te nocniki były zostawiane pod łóżkiem. Myślę, że nikt nie chciałby się znaleźć w takiej sytuacji. Były tam też zwierzęta - psy były przerażone. Cały czas ktoś przychodzi, mnóstwo hałasu. Najlepiej byłoby zabrać ich wszystkich, ale niestety się nie dało, nie dostaliśmy na to zgody.
PL: Udało Wam się jednak zabrać ze sobą kilka osób. Czy dzielili się z Wami swoimi obawami?
JZ: Na pewno nie wiedziały, co zrobić na przejściu granicznym. Jeżeli dostanie się status uchodźcy, nie możesz opuścić kraju przez pół roku. Dlatego rodzina, która jest u nas poprosiła o status turysty, bo nie wiadomo, ile ta wojna potrwa. Bali się też, że będą musieli uciekać z Polski. Bali się tej niepewności, to ich najbardziej przerażało i przeraża. Są w Polsce, mają ten nocleg, ciepło, pożywienie. Kwestia jeszcze tego, że chyba nikt nie chce żyć na cudzy rachunek.
PL: Dziękuję za rozmowę.
JZ: Dziękuję.