Wszyscy, którzy liczyli, że konflikt między Widzewem Łódź a UMŁ „rozejdzie się po kościach”, byli w dużym błędzie. Nie dość, że sprawa odbiła się dużym echem w całym polskim środowisku sportowym, to prezes klubu będzie się sądził z władzami miasta. Nawet po deklaracjach składania pozwów, konflikt nie słabnie. Wręcz przeciwnie, on się rozkręca i pojawiają się kolejne wątki. Podczas wizyty w programie TV Toya „Piłka meczowa”, wiceprezes Widzewa Michał Rydz, pokrótce przedstawił jak wygląda spór z miastem z perspektywy klubu. Najwięcej uwagi poświęcił sprawie remontu obiektu sportowego „łodzianka”.
- 17 października złożyliśmy do UMŁ oficjalne pismo jako zarząd, w którym prosimy o wsparcie w programie ministerialnym. Wskazaliśmy, że klub razem z miastem mogą o takie pieniądze wnioskować i wystąpić o dofinansowanie na remont boisk przy tzw. łodziance, czyli przy Małachowskiego. Także na remont zaplecza szatniowego i murawy naturalnej. Jest obiekt użytkowany przez Widzew i chcielibyśmy też wspomóc miasto. […] Wskazaliśmy, zgodnie z tym wnioskiem, że wystąpimy o przedmiotową dotację wspólnie. Jednym z wymogów jest wyłączne dysponowanie nieruchomością przez klub piłkarski – mówi Michał Rydz.
W piśmie zawarto informację, że „Jednym z wymogów jest wyłączne dysponowanie nieruchomością przez klub piłkarski”. Według Urzędu Miasta interpretacja jest błędna i taki wymóg nie istnieje. Władze miasta w odpowiedzi stwierdzili, że „to może świadczyć o niekompetencji zarządu i nierozumieniu wymogów stawianych w programie, a tak sformułowane pismo jest nieprecyzyjne i wewnętrznie sprzeczne. Istnieje też prawdopodobieństwo, że taka treść pisma ma określony cel PR, oraz że jest to kolejne prowokacyjne zachowanie zarządu.”
Michał Rydz skomentował odpowiedź magistratu, przytaczając regulamin projektu: „muszą być użytkowane przez kluby uczestniczące na dzień złożenia wniosku przez kluby piłkarskie uczestniczące w rozgrywkach męskiej ekstraklasy oraz pierwszej ligi”. Ujawnił też, że klub dodatkowo skonsultował się z Ministerstwem Sportu.
- Dodatkowo, kontaktowaliśmy się z Ministerstwem Sportu, żeby zweryfikować tę sytuację i faktycznie tak jest, że to klub musi być wyłącznym użytkownikiem tego typu infrastruktury. Mateusz Dróżdż, jako prezes zarządu, jeszcze w 1. lidze uczestniczył w rozmowach między Ministerstwem Sportu a środowiskami sportowymi – Ekstraklasa S.A i Fortuna 1. liga. Wyraźnie wskazano, że są to środki docelowo dla klubów Ekstraklasy i 1. ligi. Mówimy tu o kwocie niebagatelnej, bo o 7 mln zł, a w niektórych przypadkach 10 mln zł, co mogłoby w realny sposób poprawić warunki bytowe – powiedział w programie wiceprezes Widzewa.
Sekretarz miasta, Wojciech Rosicki uważa zachowania klubu jako prowokacyjne. Twierdzi, że miasto jest zawsze chętne do dialogu z klubem – warunkiem jest brak prezesa Dróżdża w rozmowach. Podkreśla, że to klub z prezesem na czele jest prowodyrem konfliktu, a takie zachowanie ma im pomóc w budowaniu pozycji.
- W mojej opinii jest to osoba odpowiedzialna za rozpalenie tego konfliktu. To, co się dzieje w ostatnich miesiącach, odczytuję jako działanie zaplanowane. Prezesowi był potrzebny wróg, wokół którego mógł zgromadzić środowisko kibiców. Ta strategia jest bardzo prosta i bardzo stara. Łatwiej znaleźć jakieś zagrożenie i tworzyć syndrom oblężonej twierdzy, zamiast pokazywać realne działania i pozytywy, które zawsze można krytykować lub zwyczajnie mieć odmienne zdanie. Niestety wygląda to tożsamo, jak w naszej krajowej polityce, gdzie partia rządząca co chwila znajduje nowego wroga: LGBT, uchodźcy itd., żeby później stawiać się w roli męża stanu – dla serwisu lodz.pl powiedział Wojciech Rosicki.