Bartek Rosiak

i

Autor: Kuratorium Oświaty w Łodzi

ciekawi ludzie

Bartłomiej Rosiak jest najmłodszym nauczycielem w Polsce: "Mój wiek nie jest żadną przeszkodą - wręcz przeciwnie!"

2025-01-20 15:21

Ma 23 lata i jest obecnie najmłodszym nauczycielem w Polsce. Mowa o Bartłomieju Rosiaku, który od zawsze chciał edukować innych. "Staram się ich prowadzić przez tę edukacyjną wędrówkę, ale nigdy na skróty" - wyjaśnia. Na czym polega sekret bycia dobrym nauczycielem i z jakimi problemami boryka się współczesna młodzież? Zapytałam u źródła.

Jak zaczęła się Pana kariera nauczycielska? Podobno jako dziecko wcale takim orłem nie Pan nie był! :)

Nauczycielem chciałem być w zasadzie od zawsze. Początkowo faktycznie nie osiągałem żadnych spektakularnych sukcesów edukacyjnych, chociaż bardzo szybko, jeszcze w przedszkolu, nauczyłem się płynnie czytać i pisać. Tu warto też powiedzieć, że na etap mojej wczesnej edukacji przypadła śmierć mojej mamy, odejście ojca – to z pewnością pozostawia ślad, wywołuje traumę, szczególnie u dziecka. Przełomem była produkcja filmu dokumentalnego „Uwolnić pamięć”, gdy miałem 12 lat – wtedy to pod kierunkiem mojej mentorki, pani dyrektor Bożeny Będzińskiej-Wosik ze Szkoły Podstawowej nr 81 w Łodzi stworzyłem film poświęcony obozowi dla dzieci polskich, który mieścił się przy ulicy Przemysłowej w Łodzi w czasach II wojny światowej. 

To otworzyło mi drogę do samodzielności i wiary we własne możliwości. Myślę, że to przyczyniło się też do tego, by pokonać dziecięcą traumę. Później już było Gimnazjum nr 18, kuźnia talentów uczniowskich – i chemia. Pani Wiesława Goździk, chemiczka, była osobą, która dostrzegła we mnie talent do nauk przyrodniczych. Z wynikiem 100% wygrałem olimpiadę chemiczną i dostałem się bez rekrutacji do wybranego liceum. 

W XII LO w Łodzi z kolei wróciło mi zamiłowanie do nauk humanistycznych, wrażliwości artystycznej, co połączyłem z analitycznym myśleniem, które dała mi chemia. Tak dzięki pani Beacie Kiełkowskiej zostałem olimpijczykiem – zająłem IV miejsce w Polsce oraz I w województwie łódzkim w Olimpiadzie Literatury i Języka Polskiego. Już w klasie maturalnej, w ramach programu Zdolny uczeń – świetny student  trafiłem na Wydział Filologiczny UŁ. 

Jako olimpijczyk i osoba, w której dostrzeżono naukowy potencjał, od początku realizowałem indywidualny program studiów. Dużą część programu studiów magisterskich zrealizowałem jeszcze na licencjacie. Koniec końców pięcioletnią polonistykę nauczycielską zakończyłem w trzy lata i uzyskałem tytuł magistra. Obecnie piszę doktorat. 

Jest Pan najmłodszym nauczycielem w Polsce. Czy to pomaga w pełnieniu tego zawodu, czy wręcz przeciwnie? Uczniowie mają do Pana szacunek czy bardziej traktują jak kumpla?

Ciekawe, czy faktycznie wciąż jestem tym najmłodszym. Śmieję się jednak, że już zawsze nim będę, tak do mnie przylgnęło to określenie. Moi przyjaciele mówią, że jak już faktycznie ustąpię miejsca młodszym, to znajdę pewnie inny obszar, w którym będę tym najmłodszym. 

Mój wiek nie jest żadną przeszkodą – wręcz przeciwnie, myślę, że cieszę się tym większym autorytetem u uczniów. Jestem nauczycielem wymagającym, formułującym dla swoich uczniów wysokie, ale możliwe do osiągnięcia cele. Staram się ich prowadzić przez tę edukacyjną wędrówkę, ale nigdy na skróty. Część z nich widzi we mnie żywego człowieka, niewiele znowu starszego od nich, któremu udało się sporo rzeczy w życiu zrobić. Cieszy mnie, kiedy rodzice mówią mi, że jestem dla ich dzieci wzorem, mentorem, swego rodzaju mistrzem. 

Jakie cechy powinien mieć dobry nauczyciel?

Zacznę może nieco przewrotnie, ale dobry nauczyciel powinien mieć stworzone warunki do tego, by być dobrym. Powinien być doceniany, dobrze nagradzany i zrozumiany. Każdy z nas ma w głowie nauczyciela idealnego, ale pamiętajmy, że nauczyciele – tak jak lekarze, prawnicy, aktorzy, sprzedawcy – są różni, tak jak różni są ludzie. 

Nauczyciel powinien przede wszystkim wiedzieć, co robi w swojej pracy, jakimi metodami się posługuje i dlaczego akurat takimi. Ta świadomość jest niezwykle ważna, ponieważ w szkole kształtuje się nie tylko wiedzę uczniów, ale także ich sposób myślenia o świecie, socjalizuje się młodych ludzi, przyszłych obywateli. 

Być może nie każdy się z tym zgodzi, ale nauczyciel winien być wymagający, skłaniający do wysiłku, pracowitości – czy nie tego oczekujemy potem od wspomnianych lekarzy, prawników, aktorów i sprzedawców? Gdzie indziej mamy nauczyć się tego, jeśli nie w domu oraz szkole? 

Wymagający nauczyciel nie wyklucza się z nauczycielem uważnym, empatycznym, pełnym ciepła i serdeczności dla ucznia. Przeciwnie – idzie to z sobą w parze, jeśli spojrzy się na wymagania jak na proces kształtowania odpowiedzialnego, wykształconego i osadzonego w kulturze młodego człowieka.

Czy uważa Pan, że w obecnych czasach nauczyciele się mniej starają? Czytałam, że ostatnio coś takiego padło z Pana ust i spotkało się to z niemałą krytyką. Trzyma się Pan tej opinii?

Absolutnie nie trzymam się takiej opinii, tym bardziej, że nigdy tak nie uważałem. Nie jestem historykiem pedagogiki ani przedstawicielem nauk pedagogicznych, by tak mówić. Jestem czynnym nauczycielem, a naukowo – także językoznawcą, metodykiem polonistyki. Jako absolwent zarządzania oświatą, osoba, która prowadzi warsztaty i szkolenia dla dyrektorów, patrzę również na system oświaty i szkołę z perspektywy tych, którzy nią zarządzają. 

I właśnie z tej dyrektorskiej perspektywy dostrzegam problem tego, że być może jeszcze nigdy wcześniej grupa zawodowa nauczycieli nie była tak niedoceniana, deprecjonowana, krytycznie oceniana społecznie jak teraz. Co otrzymujemy zatem? Nauczycieli, którzy są przeciążeni pracą, nie mają czasu na zajęcia dodatkowe, indywidualizację procesu nauczania, poszukiwanie kreatywnych rozwiązań. I takich nauczycieli oceniamy często krytycznie – tyle że nie pytamy, dlaczego tak właśnie się dzieje. Przez pryzmat trudnych doświadczeń z pojedynczym przykładami nauczycieli oceniamy całą grupę – ale to już zjawisko dobrze znane, także z dyskursu wokół innych zawodów prawniczych.

Zwróćmy może uwagę i doceńmy, że dziś nasze dzieci mają matematykę, chemię, język angielski czy polski być może właśnie dlatego, że nauczyciel pracuje na ponad półtora, czasem aż dwa etaty. Brakuje nauczycieli, nie ma chętnych do tego zawodu – a nasza grupa, mówiąc wprost, starzeje się. Sam chciałbym zostać dyrektorem szkoły i już dziś mam z tyłu głowy myśl, czy będę miał kogo zatrudnić. Nikt z nas nie chciałby kierować szkołą w okresie tak zwanego „ruchu kadrowego”, tym bardziej wtedy, kiedy jest on – niestety – bezruchem. A jak wytłumaczyć organowi prowadzącemu, kuratorium, rodzicom i uczniom, że fizyka nie ma … i nie wiadomo nawet, czy kiedykolwiek będzie?

A czego szkoła powinna uczyć? Chodzi tylko o edukacje, czy także o przekazywanie jakiś wartości, naukę życia?

Nie powiem pewnie niczego rewolucyjnego – nie jest mi bliski pogląd, że współczesna szkoła nie uczy niczego, co jest ważne. Nie trafiają też do mnie argumenty, że człowiek nie musi wiedzieć, czym jest wektor albo mitochondrium czy sonet albo demokratyzacja państw. Wiedza, wbrew temu, co często się mówi, ma wartość – tym bardziej w czasach, kiedy wszystko jest na wyciągnięcie ręki. 

Szkoła uczestniczy w tworzeniu kodu kulturowego, czyli tego, co jest wspólne dla nas jako Polaków, Europejczyków. Tym, co nas łączy, są wspólne doświadczenia kulturowe, historyczne – ich świadomość nie może być pomijana. Poza tym wiedza jest wtórna wobec umiejętności – a jak uczyć się przetwarzania informacji, analizowania treści, formułowania własnych osądów, argumentowania tez – jeśli nie ma się wiedzy? Wiedza poszerza horyzonty człowieka, daje mu nową świadomość siebie, innych, świata, rozwija wrażliwość. Jeśli ktoś nie podziela tego argumentu, niech zechce wyobrazić sobie świat, w którym filmy, muzykę, modę tworzą ludzie nieznający nawet podstaw kultury Europy, Polski, świata. Lekarz, który ma wiedzę tylko w internecie? Prawnik, który o argumenty pyta sztuczną inteligencję i ją bezrefleksyjnie powtarza? 

Nabywaniu wiedzy powinno towarzyszyć poznawanie kolejnych wartości, a także dyskusja o życiu, o naszej codzienności. 

Ma Pan jakiś sposób na pracę z trudną młodzieżą?

Młody człowiek, który przychodzi do szkoły, ma z sobą zawsze dwa plecaki. W jednym z nich trzyma swoje książki i zeszyty, w drugim zaś nosi coś, czego nie da się zdjąć – swoje doświadczenia życiowe. Nie zawsze doświadczenia te są łatwe, nie zawsze są one oswojone i przepracowane. 

Tak zwane „trudne dziecko” ma także i trudne życie, zapewne życie, na które jest za młode, na które nie zasłużyło. Nawet jeśli uczeń sprawia nam wiele problemów czy wręcz jest zdemoralizowany – to coś do tego doprowadziło. Agresywny uczeń spotyka się z agresją w domu – to jedna z tez, która zrewolucjonizowała wiele lat temu już psychologię szkolną, pedagogikę. 

Często zdarza się, że ten „trudny uczeń” szuka potwierdzenia tego, że jest zły, niedobry, zasługuje na karę. Odgrywa już – całkiem poważnie – rolę tego, który jest trudny. Kiedy się więc dziwi, wybija z roli? Wtedy, kiedy ktoś tego nie potwierdza, a zaczyna w nim dostrzegać coś, co jest dobre. Myślę, że dla wielu moich uczniów z problemami ważna była też moja historia. Mnie przecież ten młody człowiek z życiem pełnym zakrętów nie wykrzyczy, że nie znam trudnego dzieciństwa ani trudnego życia. Ta wspólnota doświadczenia – i zawsze mówię, że ja wyszedłem z zakrętu, on też może.  Czasem więc ci, którzy byli tymi „trudnymi uczniami”, wzbudzali kontrowersje szkolne, dla mnie byli dzieciakami na ranę przyłóż. Niektórzy z nich po dziś dzień odzywają się do mnie, nie zdarza się, by któreś opuściło w dół głowę, widząc mnie na ulicy. Zawsze mówią „dzień dobry” -  a to wiele znaczy. 

A radę dla rodziców, których dzieci nie chcą się uczyć? Jak dotrzeć do takiego człowieka? 

Zacząłbym od zastanowienia się – czy moje dziecko ma jakąś pasję? Czy jest coś, co zajmuje moje dziecko? Czy jest w jego życiu coś takiego, co sprawia, że mogłoby się temu oddawać bez przerwy? To kwestia kluczowa – nikt z nas nie będzie jednocześnie chemikiem, anglistą i artystą-plastykiem. Nie jest problemem to, że dziecko nie ma ze wszystkiego samych piątek (to czasem może być nawet powód do niepokoju – bo może dziecko traktuje szkołę jako coś do odhaczenia tylko?), ale to, że nic je nie interesuje. 

Odnaleźć pasję – to jedno. Pasja uskrzydla, nadaje życiu sens i je wypełnia. Wtedy na świat, naukę patrzy się inaczej. Pozwólmy dzieciom, by spełniały się w tym, co kochają, jednocześnie pomagając im zapanować nad zdrowym balansem między szkołą (poszczególnymi przedmiotami) a spełnianiem się w danej dziedzinie. Ja miałem szóstki na świadectwie z chemii, historii, języka polskiego, ale za to trójkę z matematyki czy biologii – a dziś mówię to rodzicom. Dajmy dzieciom mieć pasję, ulubione przedmioty, a potem wskazujmy, że dojście do celu wymaga tego, by godzić część uwagi, pracy także na te obszary, których nie kochamy, ale są potrzebne, konieczne.

Statystyki mówią, że coraz więcej młodych ludzi zmaga się z depresją. Jak Pan myśli, co jest tego powodem?

Współczesny świat wcale nie jest lepszy niż ten, który znają rodzice, dziadkowie. Dziś mamy wszystko na wyciągnięcie ręki, wszystko staje się cyfrowe, łatwe – i to przekleństwo. Cyfrowe stały się też relacje młodych ludzi, liczy się to, jak widzą nas w sieci inni, ile osób da nas w prawo na Tinderze. To nie jest świat przyjazny – to świat, w którym trzeba być nieustannie na czasie, akurat ładnym, akurat wyćwiczonym, akurat bogatym, podróżującym. Tu nie ma miejsca na zwykłość, szarość – uderzają nas jaskrawe, błyszczące barwy tak zwanych influencerów, czyli – nie chce mi to przejść przez gardło – tak zwanych autorytetów dla młodych ludzi. 

Witkacy na początku XX wieku bał się, że będziemy tacy sami wszyscy – i proroczo zobaczył, jak wygląda obecna codzienność. Nie ma miejsca na naszą indywidualność, prywatny styl, intymne relacje – wszystko jest podług wzorca, są schematy kochania, życia, codziennego funkcjonowania. A podstawą rozwoju człowieka jest indywidualność! Im bardziej tłumimy to, kim jesteśmy naprawdę, tym bardziej cierpimy. Oceniani, odgrywający życiową rolę, narażeni na krytykę i zmuszeni do dzielenia się naszymi przeżyciami po prostu słabniemy i stajemy się cieniami. To perspektywa bliska młodym ludziom – oni przecież innego świata nie znają. 

Robert Stockinger martwi się o córkę. Już niedługo pójdzie do szkoły

Oni ukończyli Szkołę Filmową w Łodzi. Lista nazwisk robi wrażenie!

Łódź Radio ESKA Google News
Autor: