Auto widmo pędziło Piotrkowską. Zareagowali przypadkowi przechodnie
Do niecodziennego zdarzenia doszło 15 maja (poniedziałek) na ulicy Piotrkowskiej. Jak informuje reporterka Eski Łódź, Ela Piotrowska, Opel Astra jechał deptakiem w kierunku przystanku Centrum. Nie byłoby to nic dziwnego, jednak jak się okazało, nikt nie prowadził pojazdu. Na sytuację zareagowali przypadkowi przechodnie. Dwóch mężczyzn w ostatniej chwili skierowało auto w pryzmę piachu na budowie, tuż przy skrzyżowaniu z ulicą Piłsudskiego. Gdyby tego nie zrobili, mogłoby dojść do tragedii.
Polecany artykuł:
Myślałem, że to jakiegoś pijanego kierowce gonią. Później usłyszałem lekki huk, poszedłem zobaczyć co się dzieje. Myślałem, że może kierowca zemdlał. Patrzę, ale nie ma nikogo. (...) Mógłby spowodować galante szkody. Jest ruchliwa ulica, są tramwaje. Może zatrzymałby się na jakimś samochodzie, albo samochód na nim. Na szczęście zatrzymał się na piachu. - wyjaśnia Eli Piotrowskiej motorniczy łódzkiego MPK, Krzysztof Leśniak, który był również świadkiem zdarzenia.
Na miejscu szybko pojawiła się straż miejska, która powiadomiła również policję.
Udało nam się również skontaktować z jednym z mężczyzn, który ruszył za samochodem i skierował go na piach.
Pracuje dorywczo w firmie dostarczającej jedzenie/zakupy do typowych konsumentów. Z racji, że lubię jeździć rowerem, jedzenie dostarczam właśnie w ten sposób. To było coś pomiędzy godziną 12:00 a 13:00 (o ile dobrze pamiętam). Jechałem jak gdyby nigdy nic ulicą Piotrkowską, w stronę centrum. Zauważyłem samochód który, w mojej pierwszej ocenie, włącza się do ruchu, mimo że jechał na "awaryjnych". Stwierdziłem że po prostu się zatrzymał i teraz jedzie, zapominając o tych światłach. Po chwili usłyszałem klakson, który jak się okazało nie był sygnałem dźwiękowym wydawanym przez kierującego, a regularnym dźwiękiem. To dało do myślenia i z automatu zrównałem się z nim. Ku mojemu zaskoczeniu nikogo w środku nie było. To było przerażające. Brak jakiejkolwiek kontroli nad takim pojazdem i moja bezsilność w tym momencie przerażała mnie. W pierwszej chwili pomyślałem żeby po prostu jechać przed nim i ostrzegać innych o zbliżającym się pojeździe, ale momentalnie odrzuciłem ten pomysł, gdyż on sam wyjąc alarmem ostrzegał innych. Stwierdziłem że muszę działać. To był impuls. Rzuciłem rower i pobiegłem przed samochód łapiąc go z przodu lewej strony, tak aby maksymalnie moja siła jaką napieram na samochód skierowała go w lewą stronę. Miałem cicha nadzieję, że uda mi się go zatrzymać całkowicie, ale to jednak było praktycznie niemożliwe. Próbowałem do końca, ale gdy zobaczyłem, że już nie jestem w stanie nic zrobić, gdzie moje życie jest zagrożone, odskoczyłem. Na całe szczęście barierki, które tam stoją, a przede wszystkim malutka górka usypana z ziemi w tym momencie były zbawieniem. Ze mną w ostatniej chwili pomógł jeszcze jeden przechodzień. Szczerze mówiąc to wszystko wyglądało to jak jakiś plan filmowy, gdzie większość ludzi się niestety patrzyła, i nic nie próbowała zrobić. Myślę, że w kilka osób bylibyśmy w stanie zatrzymać to auto do całkowitego zera, ale dobrze że skończyło się to chociaż w taki, a nie inny sposób. Auto mogło by chociażby jechać przez cała Piotrkowska i wyjechać na jedno z bardziej ruchliwych skrzyżowań.
Zrobiłem co mogłem i to co powinienem zrobić i co uważałem za słuszne. Brak jakiejkolwiek reakcji byłby dla mnie karygodny. Już kiedyś mieliśmy podobna sytuacje w Łodzi, gdzie to nawet tramwaj jechał przez pół miasta, zatrzymując się dopiero koło rynku Górniak, gdzie ślady po wykolejeniu widać nawet do dziś.
Więcej niestety nie pamiętam. Tam w przeciągu około 30 sekund działo się bardzo dużo i wiele myśli przychodziło do głowy. Nigdy tez nie miałem takiej sytuacji i nie wiem co na ten temat mówią "eksperci" wiec zrobiłem to co było według mnie najlepsze.
- powiedział nam pan Szymon.
Udało nam się także dotrzeć do nagrania, na którym widać jak auto widmo jedzie Piotrkowską.
Jak się okazało, właściciel auta był w tym czasie w restauracji. 71-latek nie zaciągnął hamulca ręcznego w samochodzie. Mężczyzna został ukarany mandatem w kwocie 100 złotych.