Łodzianie mieli wyjątkową okazję na wyjątkowe spotkanie z popularną na całym świecie reżyserką – Agnieszką Holland. Ale najpierw obejrzeli w EC1 jej film „Zielona granica”. Jednym z powodów zorganizowania spotkania było niedawne zainaugurowanie Narodowego Centrum Kultury Filmowej w Łodzi.
- Cieszę się, że miasto przy pomocy Unii inwestuje w kulturę filmową. Mam nadzieję, że do Łodzi znowu zaczną przyjeżdżać ekipy i to nie tylko polskie, ale też zagraniczne. Tutaj jest duch produkcji filmowej. Dużo zostało zaprzepaszczone w pierwszych latach naszej wolności, ale to jak widać można nie tylko odbudować, ale nawet zbudować jeszcze wspanialej – powiedziała Agnieszka Holland.
Film „Zielona granica” opowiada o dosyć świeżych wydarzeniach. Jak twierdzi reżyserka taki właśnie był zamiar, aby był on aktualny i przekazywał emocje towarzyszące jego twórcom.
- Zrodziła się z niecierpliwości i poczucia gniewu, że świat zmierza w stronę, w którą nawet nie chcę patrzeć. Wiem to co wiem na podstawie doświadczeń z zeszłego wieku – częściowo swoich, a częściowo moich przodków. Spędziłam 8-10 lat życia w strasznych okolicznościach robiąc filmy o największych zbrodniach przeciw ludności, studiując lata 30 i 40, szukając momentu kiedy dojrzewa i pęka to jajo węża. Znowu mam wrażenie, że to jajo nabrzmiewa. […] Chodziło mi o to, aby opowiedzieć historię, opowiedzieć to co nie zostało opowiedziane lub zakłamane, żeby dać twarze i głosy ludziom, którzy zostali tej swojej tożsamości pozbawieni. Myślę nie tylko o uchodźcach, ale też o aktywistach i strażnikach granicznych, którzy znaleźli się w sytuacji bardzo trudnego wyboru moralnego – dodaje reżyserka.
Jak sama twierdzi film ma charakter uniwersalny. Mimo, że akcja dzieje się w Polsce to ludzie z innych części Europy również odnajdują elementy pasujące do ich rzeczywistości.
- Ocena tej rzeczywistości jest różna, ale istnieje jeszcze coś takiego jak bardzo silne narzędzie propagandy, w tym przypadku państwowej, która stwarza własną narrację w określonych celach politycznych. Ta sytuacja na granicy Polsko-Białoruskiej nie jest totalnie inna od tego co się dzieje na innych granicach Unii Europejskiej. Ten problem jest globalny. Dotyczy nie tylko Europy, ale wszystkich granic tego uprzywilejowanego świata. Kiedy pokazuje ten film we Francji, Włoszech czy Niemczech gdzie ludzie są przerażeni szybkim wzrostem nastrojów nacjonalistycznych, to widzą nie tylko Polskę, ale Europę. Natomiast kontrowersje dotyczyły nie tylko oceny faktów, ale i samych faktów. W momencie kiedy propaganda stwarza pewien rodzaj matrixa – rzeczywistość, której nie ma. […] Wiedziałam, że to wywoła tego typu reakcje i władza będzie niezadowolona, bo robiła wszystko żeby ukryć to co się naprawdę dzieje – w tym celu bezprawnie wprowadziła zakaz wstępu na ten teren. Zabroniono wstępu organizacjom humanitarnym, obserwatorom, lekarzom, ale również mediom. Robiono to po to, aby nie było po tym śladu. My złamaliśmy to tabu. Nie mogąc być tam z kamerą to zebraliśmy wszystkie możliwe świadectwa i odtworzyliśmy rzeczywistość tak jak to robi film fabularny. Pokazaliśmy sobie i światu siłę tego obrazu – stwierdza Agnieszka Holland.
Polecany artykuł:
Agnieszka Holland opowiedziała także o tym jaki odzew wzbudził film. Stwierdziła, że te negatywne reakcje przerosły jej przypuszczenia.
- Spodziewałam się bardzo różnej reakcji ze strony władz, ale nie spodziewałam się aż tak nienawistnej nagonki wychodzącej bezpośrednio od najwyższych przedstawicieli władz państwowych, to było dużym zaskoczeniem dla nas. To był okres przedwyborczy, a więc bardzo gorący, co spowodowało całą lawinę pogróżek. Kiedy przyjechałam na premierę i potem trochę jeździłam z filmem po Polsce, to zdecydowaliśmy, że lepiej będzie mieć ochronę. Pierwszy raz w moim własnym kraju znalazłam się w takiej sytuacji jakbym była jakąś polityczką lub wielką biznesmenką – powiedziała Agnieszka Holland.