Rodzice 10-latki z Podlasia złożyli zawiadomienie o zniknięciu córki. Według nich, wyszła rano, gdy nie było ich w domu. Policjanci z Komendy w Grajewie, analizując poszlaki, ustalili, że może ona się poruszać taksówką. Natychmiast zadzwonili do kierowcy, który mógł ją wtedy przewozić. Potwierdził on domysły policjantów i powiedział, że jadą do Sosnowca i obecnie znajdują się na autostradzie w powiecie radomszczańskim. Dyżurny natychmiast wysłał patrol w miejsce wskazane przez taksówkarza.
Jak się okazało dziewczynka, wychodząc z domu, zabrała dużą sumę pieniędzy. Następnie wezwała taksówkę, żeby pojechać ponad 500 km do Sosnowca, rzekomo do rodziny. Mający wątpliwości kierowca, zapytał o rodziców, ale usłyszał, że są oni w pracy i nie mogą odebrać telefonu. Mężczyzna uwierzył dziecku na słowo i przyjął kurs.
Polecany artykuł:
Tak naprawdę dziewczynka nie posiada żadnej rodziny w tym mieście. Po przyjeździe policji nie chciała od razu zdradzić prawdziwego celu podróży. Dopiero po czasie przyznała się, że za pomocą jednego z komunikatorów poznała koleżankę, właśnie z Sosnowca. Nigdy wcześniej nie widziała osoby, do której miała jechać. Nieznana koleżanka miała także wiedzieć o sporej sumie pieniędzy przewożonej przez dziewczynkę.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Cała i zdrowa 10-latka trafiła pod opiekę dzielnicowej, z którą czekała na przyjazd rodziców.