W tabeli 1. Ligi bez zmian. Każda drużyna z czołówki straciła punkty. Jako pierwszy Ruch Chorzów zremisował z Podbelskidziem. Wydawało się, że to idealna okazja dla Łódzkiego Klubu Sportowego. Zwycięstwo w meczu z Górnikiem Łęczna dałoby dużą przewagę nad resztą stawki i większy spokój na resztę sezonu.
Polecany artykuł:
Mimo nie najlepszej pozycji w tabeli Górnik już zdążył pokazać, że umie grać w piłkę. Dostali się do półfinału Pucharu Polski, tam odpadli dopiero w meczu z aktualnym liderem Ekstraklasy – Rakowem Częstochowa. Niesieni tym sukcesem odważnie rozpoczęli spotkanie z ŁKS-em. Od początku starali się być aktywni i odbierać łodzianom przestrzeń. Przynosiło to skutki, ponieważ lider momentami się gubił, a w 17. minucie padła pierwsza bramka w spotkaniu. Zdobył ją piłkarz Górnika - Egzon Kryeziu. Przez resztę pierwszej połowy ŁKS nadal nie mógł znaleźć rytmu. Próbowali kilka razy oddać strzał z większej odległości, ale z każdym radzili sobie obrońcy i bramkarz rywali.
Mimo chęci w drugiej połowie, łodzianie nadal nie mogli znaleźć drogi do bramki rywali. Mieli też sporego pecha, ponieważ w 61 minucie sędzia podyktował rzut karny po zagraniu piłki ręką przez Nacho Monsalve. Do jego wykonania podszedł Damian Gąska, jednak się pomylił. Tę bitwę nerwów wygrał Aleksander Bobek, który najpierw obronił rzut karny, a potem poradził sobie z dobitką. W ten sposób uratował nadzieję na dobry rezultat. Jednak Górnik dalej utrzymywał korzystny rezultat. Wynik zmienił się dopiero w 94. minucie za sprawą Stipe Juricia. Bośniak umiejętnie zastawił się w polu karnym i posłał piłkę w róg bramki rywala.
Mimo idealnej okazji na zwycięstwo ŁKS przywiózł do Łodzi tylko jeden punkt. Pomogły w tym szczęście, umiejętności Aleksandra Bobka i nos trenerski Kazimierza Moskala, który dokonał odpowiednich zmian.