Nie żyje Florianek. Brał udział w tragicznym pożarze przy Zielonej
Dramatyczne wiadomości dotarły ze szpitala przy Spornej, w którym przebywał roczny synek pani Patrycji, który wraz z nią ucierpiał w tragicznym wybuchu w kamienicy przy Zielonej. Po ponad dwumiesięcznej walce o życie, chłopiec zmarł.
Przypomnijmy, do wybuchu doszło 9 listopada. Wówczas 31-letni mężczyzna zginął na miejscu, podczas pożaru, który wybuchł w mieszkaniu na parterze kamienicy przy ulicy Zielonej 3 w Łodzi. Sprawą wciąż zajmuje się prokuratura, przyczyną jednak najprawdopodobniej był wybuch butli gazowej.
W pożarze poszkodowana została również narzeczona zmarłego na miejscu mężczyzny oraz ich niespełna roczne dziecko. Oboje byli reanimowani na miejscu zdarzenia i trafili do szpitala.
Ofiara tragicznego wybuchu przy Zielonej nie ma się gdzie podziać
Co więcej, kobieta, która przeżyła tragiczny wybuch, nie ma gdzie wrócić. Mieszkanie zostało doszczętnie spalone, a ze względu na to, że nie należało ono do miasta, ciężko jest o nowe lokum socjalne czy komunalne. W całej sytuacji panią Patrycję wspiera łódzki radny, Marcin Buchali.
"Jeżeli pani Patrycja, która dziś jest bez dachu nad głową, w zasadzie jest osobą bezdomną, która przeżyła traumatyczne wydarzenie, nie otrzymuje pomocy, to chcę zapytać rządzących Łodzią - kto zasługuje z mieszkańców Łodzi na taką pomoc? Szybką pomoc, która jest przynajmniej w przypadku pani Patrycji, niezbędna. (...) Wystąpiliśmy z zapytaniem 3 tygodnie temu do pani prezydent Hanny Zdanowskiej, była interpelacja z prośbą, by wtedy, gdy pani Patrycja wyjdzie ze szpitala, mogła znaleźć mieszkanie z zasobu komunalnego czy mieszkanie socjalne, które byłoby dostosowane do potrzeb pani Patrycji, bo porusza się też o wózku. (...) Ale póki co żadnych rezultatów" - mówił podczas ostatniej konferencji prasowej radny.
"Zarząd Lokali Miejskich stara się znaleźć mieszkanie, aby pomóc. Przypomnę jednak, że wybuch kamienicy, jak i sama kamienica nie należała do zasobów Lokali Miejskich więc robimy głęboki ukłon, by pani pomóc. (...) Natomiast zarząd czekał z podjęciem decyzji do momentu, aż poszkodowana opuści szpital. Teraz wiemy, że pani jest już w mieszkaniu swojej rodziny, a więc mamy możliwość podjąć negocjację z osobą poszkodowaną." - wyjaśniał Jacek Tokarczyk z łódzkiego magistratu.