Praca kierowcy pługopiaskarki to ciężkie zajęcie. Jest jednak konieczna, by miasto mogło funkcjonować w trudnych warunkach pogodowych. Ruszyliśmy - jako pasażerowie - w trasę po Łodzi jednym z takich pojazdów, przy okazji próbując dowiedzieć się, jak wygląda w praktyce odśnieżanie ulic.
Jedną z pierwszych rzeczy, jakich się dowiedzieliśmy to jak trudnym zadaniem jest doprowadzenie jezdni do takiego stanu, by była czarna.
- Po stałym opadzie jest ciężko doprowadzić to do porządku - mówi nam pan Piotr, kierowca z którym jedziemy po ulicach Łodzi. - Jest ruch. W godzinach szczytu odgarnąć można nie wszystkie pasy. Samochody poustawiają się na prawo- czy lewoskrętach i już nie można tego doczyścić.
Łodzianie często krytykują pracę pługopiaskarek. Twierdzą, że zima zawsze zaskakuje drogowców. Często mówią też, że widzą pługosolarki, pługopiaskarki, które mają łopaty podniesione do góry. Dlaczego tak jest?
- Jeśli przejeżdżamy z jednego rejonu do drugiego, czy jedziemy drogą, która była już odśnieżona, to podnosimy pług w górę - tłumaczy pan Piotr. - Chodzi o to, żeby nie zgarniać z powrotem tego, co już posypaliśmy.
Z jakimi reakcjami spotykają się kierowcy?
- Niektóre reakcje łodzian są bardzo niemiłe - przyznaje pan Piotr. - Najgorzej, gdy kierowcy zajeżdżają nam drogę, bo im się spieszy. Często ludzie nagrywają nas, uważając że jeśli mamy podniesione pługi, to robimy "puste przeloty". Są też takie ulice, na których kierowcy tak parkują swoje auta, że nie sposób przejechać.
Jednym przejazdem nie da się całkowicie odśnieżyć drogi. Nie ma też gwarancji, że droga będzie rano przejezdna - może przecież znowu spaść śnieg.
Co kierowca pługopiaskarki chciałby powiedzieć kierowcom?
- Cierpliwości! - mówi. - My robimy co możemy, ale wszystkiego nie jesteśmy w stanie odgarnąć i posypać tak, żeby każdy był zadowolony.