Kiedyś stanowiły częsty widok na polskich drogach. Dziś stają się coraz większą rzadkością i budzą zainteresowanie kolekcjonerów. Żuki - czyli polskie samochody dostawcze rodem z PRL, osiągają coraz wyższe ceny. Jednak aż tyle?
W internecie pojawiło się ogłoszenie. W Sieradzu, ktoś chce sprzedać żuka (rocznik 1981) za... 125 tys. złotych! Skąd taka wysoka cena?
Przede wszystkim: auto ma bardzo niski - zwłaszcza jak na swoje lata - przebieg. Żuk miał przejechać zaledwie 392 kilometry. Samochód miał być przez te wszystkie lata "garażowany" w stodole. Auto miało wisieć na łańcuchach - wszystko po to, by zachować właściwości oryginalnych kół.
- W aucie wszystko jest oryginalne, z kurzem włącznie - pisze w ogłoszeniu sprzedający, mieszkaniec woj. łódzkiego.
Auto nie zostało nigdy zarejestrowane, kupujący, który zdecyduje się wyłożyć niemałą w końcu kwotę, otrzyma wszystkie oryginalne dokumenty.
- Jest to ewenement na skalę światową i jedyny taki egzemplarz na całym świecie - zachwala autor ogłoszenia.
Jeśli samochód uda się sprzedać w takiej cenie, będzie to niewątpliwy rekord. Dla porównania - w 2016 r., w rosyjskim Briańsku sprzedana została nysa - inny polski samochód dostawczy - z roku 1976, mająca na liczniku zaledwie 92 kilometry. Kupiec zapłacił za nią 215 tys. rubli, czyli przeszło 10 tys. złotych.
FSC Żuk produkowany był od 1959 aż do 1998 roku. Przez te wszystkie lata, auto było modernizowane i występowało w wielu wariantach. Popularne żuki, od 1970 r. montowane były również w... Egipcie. Na lokalny rynek trafiały jako ELTRAMCO Ramzes.
Łącznie wyprodukowanych zostało przeszło 500 tys. egzemplarzy tego samochodu.