W Grecji trwa walka z ogniem. W ciągu ostatnich 12 dni wybuchało przeciętnie 50 nowych pożarów dziennie. Najgorsza sytuacja jest na wyspie Rodos, gdzie doszło do największej ewakuacji w historii Grecji. Do tej pory ewakuowano już ponad 30 tys. osób, z czego łodziami 3 tys. osób. Na razie nie ma informacji o ofiarach śmiertelnych pożarów.
Na miejscu nadal jest wielu Polaków, którzy spędzali wakacje na wyspie i jak najszybciej starają się znaleźć lot powrotny do domu. W poniedziałek (24 lipca) po godz. 17 blisko 200 turystów, wracających z ogarniętej pożarami wyspy Rodos, wylądowało na lotnisku w Łodzi.
- Dalej nie dowierzam, że to już się skończyło - mówiła reporterowi Radia ESKA pani Edyta, która dwa dni przed wylotem musiała opuścić zagrożony pożarem hotel, pozostawiając w nim niemal cały swój bagaż. - Praktycznie dwa dni spędziłam w klapkach, w kostiumie kąpielowym i w sukience plażowej. Dopiero wczoraj (w niedzielę – red.) na własną rękę organizowaliśmy powrót do hotelu, żeby odebrać bagaże. Udało się szczęśliwie dojechać do hotelu inną okrężną drogą, ale właściwie z jednej i drugiej strony drogi był już żywy ogień.
Choć dla wielu osób, którzy wrócili z Rodos były to jedne z najgorszych wakacji w życiu, kolejni turyści wylecieli tam w poniedziałek wieczorem z łódzkiego lotniska.
- Mamy nadzieję, że to będą wakacje życia, ale w pozytywny sposób, że nie będziemy musieli w nocy uciekać – mówiła jedna z odlatujących pasażerek.
- W biurze podróży uzyskaliśmy informację, że w tym rejonie, do którego wylatujemy, jest bezpiecznie – zapewniała inna turystka.
Nie wszyscy jednak podzielają taki optymizm. Odlatujący w poniedziałek samolot miał zabrać z Łodzi na Rodos ok. 200 pasażerów, ale na pokładzie znalazło się mniej niż 50 osób.