Zosia walczy z neuroblastomą. Rodzice sprzedali wszystko, by ją ratować. Teraz proszą o pomoc

2025-11-17 13:42

Zosia ma dopiero dwa lata, a już toczy walkę, jakiej nie udźwignąłby niejeden dorosły. Jej rodzice sprzedali wszystko, zadłużyli się, zrezygnowali z pracy, by ratować jej życie i móc się nią opiekować. Udało się zebrać milion złotych na terapię w USA, ale pojawił się kolejny dramat. Rodzina nie ma za co żyć. - Proszę tylko o możliwość bycia przy mojej córce, kiedy najbardziej mnie potrzebuje – podkreśla tata Zosi.

Zosia walczy z neuroblastomą. Rodzice sprzedali wszystko, by ją ratować

i

Autor: Robert Małecki/ Archiwum prywatne

Zosia walczy o życie. Rodzice sprzedali wszystko, by ją ratować

Jeszcze rok temu nic nie zapowiadało dramatu, z jakim musi się teraz mierzyć rodzina państwa Małeckich. Zosia przyszła na świat zdrowa, pełna energii i uśmiechu. Rodzice zachwycali się jej żywiołowością i zadziornym charakterem. Kolejne wizyty lekarskie nie wykazywały żadnych niepokojących zmian, a życie toczyło się zwyczajnym rytmem. Na początku 2025 roku coś jednak zaczęło się zmieniać. Dziewczynka była osłabiona, traciła apetyt, pojawiały się stany podgorączkowe. Rodzice jeździli od lekarza do lekarza.

– Badania nic nie pokazywały, tylko lekką anemię, ale intuicja mówiła nam, że to coś poważniejszego – wspomina pan Robert, tata Zosi.

9 czerwca 2025 roku rodzice usłyszeli diagnozę, która rozdarła ich codzienność na „przed” i „po”.

– To było słowo, którego żaden rodzic nie chce usłyszeć – nowotwór. W jednej chwili wszystko się zatrzymało – relacjonuje pan Robert.

Szpital w Lublinie natychmiast rozpoczął diagnostykę i leczenie. W szczęce Zosi wykryto guza, a kolejne badania przyniosły jeszcze gorsze informacje: guz nadnercza, zmiany w szpiku, przerzuty do kości. Diagnoza była jednoznaczna – neuroblastoma IV stopnia. To wyjątkowo agresywny i nieprzewidywalny nowotwór wieku dziecięcy. Leczenie jest długie, bolesne, a szanse na pełne wyleczenie – niepewne.

Rodzina podporządkowała wszystko walce z chorobą. Zrezygnowali z pracy, by jedno z rodziców mogło być cały czas z Zosią w szpitalu, drugie – z młodszą córeczką w domu. Sprzedali sprzęty, samochody, firmę. Zadłużyli się.

– Sprzedaliśmy wszystko: od garażowych wiertarek i wkrętarek, po samochody firmowe i cały majątek. Dosłownie wszystko – mówi nam tata Zosi. 

Po kilku miesiącach okazało się, że w Lublinie zabrakło technologii i specjalistów do dalszego leczenia. Dziewczynkę przeniesiono do Krakowa. Zmiany, które pojawiły się w międzyczasie, opóźniły zaplanowany autoprzeszczep szpiku.

– Autoprzeszczep jest „w zawieszeniu”. Musimy poczekać, bo pojawiły się nowe zmiany. Jesteśmy teraz w Krakowie i czekamy, aż lekarze dadzą zielone światło – tłumaczy Robert Małecki.  

To właśnie od tego zabiegu zależy dalszy etap walki o zdrowie – wyjazd do Nowego Jorku, gdzie Zosia ma otrzymać nowoczesną szczepionkę przeciwnowotworową w Memorial Sloan Kettering Cancer Center. Warunek: musi przyjechać po upływie 6 miesięcy od zakończenia leczenia w Polsce.

Ogromna mobilizacja ludzi dobrej woli sprawiła, że rodzice Zosi zebrali milion złotych na terapię w USA. To ogromny sukces. Jednak te środki są zamrożone na subkoncie fundacji i mogą zostać wykorzystane wyłącznie na leczenie za granicą.

– Pieniądze na Amerykę są. Ale my nie mamy do nich dostępu. Nie możemy z nich kupić nawet zabawki dla Zosi. Życie codzienne kosztuje, a my od miesięcy nie mamy żadnych stałych dochodów – słyszymy. 

Mimo oporów i obaw przed oceną, rodzice zdecydowali się na kolejną zbiórkę. Tym razem – na życie. Zosia leczona jest w Krakowie, ponad 300 kilometrów od domu. Rodzina żyje teraz na dwa miasta.

– Dom fundacyjny jest darmowy, ale nie zawsze dostępny od razu. W tym tygodniu przyjechaliśmy w środę, a miejsce dostaliśmy dopiero w poniedziałek. Resztę dni musieliśmy opłacać sami – mówi Eska.pl tata Zosi.

Do tego dochodzą koszty leków, które nie zawsze są refundowane, strzykawek do sondy, materiałów opatrunkowych, środków dezynfekujących, rehabilitacji, diety. I zwykłych rzeczy – jedzenia, ubrań, czasem drobnej zabawki, która pozwoli Zosi poczuć się choć odrobinę jak jej zdrowi rówieśnicy. 

– Pula pieniędzy, którą mieliśmy ze sprzedaży majątku, wyczerpała się. Nie prosimy o luksusy. Proszę tylko o możliwość bycia przy córce, kiedy najbardziej mnie potrzebuje – podkreśla pan Robert.

W pomoc zaangażował się Przemek Ledzian 

W pomoc rodzinie zaangażował się Przemek Ledzian – społecznik z Łodzi, który sam zmaga się z niepełnosprawnością.

– Rodzice Zosi napisali do mnie z prośbą o wsparcie. Gdy przeczytałem ich historię, od razu wiedziałem, że muszę pomóc. Zosia ma bardzo ciężką sytuację, a rodzina sprzedała wszystko i zadłużyła się, by ją ratować – mówi nam Przemek.

Mimo własnych problemów zdrowotnych prowadzi stronę "Przemek Ledzian - z sercem do ludzi" i angażuje swoją społeczność w kolejne zbiórki i akcje pomocowe. 

– Mój stan zdrowia z miesiąca na miesiąc się pogarsza. Nie ma dla mnie żadnej nadziei na powrót do zdrowia, mimo to staram się pomóc innym. Pomaganie daje mi siłę. Jeśli mogę coś zrobić dla innych, to sam też dostaję energię do walki o siebie. I bardzo proszę wszystkich czytelników Eski o pomoc – każda złotówka będzie dla tej rodziny ogromnym wsparciem – apeluje Przemek Ledzian.

Rodzice marzą tylko o jednym: by dokończyć leczenie w Polsce, by Zosia mogła wyjechać po szczepionkę, która daje nadzieję na życie. Teraz proszą o pomoc, by móc przetrwać i nie musieć wybierać między chlebem a lekami dla dziecka.

- Została nam już tylko nadzieja i ludzie tacy jak Ty – piszą w opisie zbiórki.

Zosię i jej rodziców można wesprzeć za pomocą strony internetowej Pomagam.pl

Adaś pokonał raka i wrócił do przedszkola. Tak go powitali. Wzruszające nagranie