Mieszkaniec zawalonej kamienicy przy 1 Maja: "to po prostu rozpacz"
W sobotę w oficynie budynku przy al. 1 Maja 23 runęła ściana. Katastrofa budowlana miała związek z drążeniem tunelu średnicowego pod miastem. Na szczęście nie było nikogo w środku. Tydzień wcześniej mieszkańcy zostali przeniesieni do hotelu. Kiedy dowiedzieli się o tym, co się stało z budynkiem, pobiegli na miejsce.
- Byłem tam w sobotę. Dosłownie 10 minut po tym, jak to się stało. Początkowo zapytałem się budowlańca, co się stało, ale powiedział mi, że właściwie nic konkretnego się nie stało i wszystko jest pod kontrolą. Obok była otwarta brama, pod numerem 25, więc poszliśmy tam i dopiero zauważyłem, że nie ma całej ściany – mówi nam Piotr Borysławki, który mieszkał w zawalonej oficynie.
Weszli do klatki pobliskiej kamienicy. To była jedyna możliwość, żeby sprawdzić, do jakich zniszczeń doszło.
- Jak wszedłem na trzecie piętro, to po prostu rozpacz. Załamanie. Ciężko określić to uczucie, kiedy traci się cały dobytek życia. Moja żona się tutaj urodziła. Ona mieszkała tu 50 lat. Tutaj zmarł jej dziadek, mama, babcia. Ona ma wielki sentyment do tego mieszkania. Mnie powiedziała, że nawet nie pójdzie, żeby to zobaczyć – dodaje łodzianin.
"Tam zostały nasze uczucia, emocje"
Mieszkańcy budynków przy al. 1 Maja o relokacji dowiedzieli się dwa dni wcześniej. Wzięli tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
- Zabraliśmy ze sobą zwierzątka, które mamy, czyli dwie świnki, królika i kota, no i ubrania dla dzieci. Tylko to, co mogliśmy wziąć. Byliśmy pewni, że będziemy mogli tam przyjść i dobrać sobie rzeczy. Niestety nam się to nie udało. Straciliśmy wszystko, co mieliśmy – opowiada pan Piotr i podkreśla, że nie chodzi wcale o rzeczy materialne.
- Tam zostały pamiątki. Wszystko, czego nie da się wycenić – mówi, nie kryjąc wzruszenia. - Tam zostały nasze uczucia, emocje. To jest brak słów po prostu.
Łodzianin opowiada, że miał w mieszkaniu pokaźną kolekcję.
- Zbierałem kasety magnetofonowe odkąd miałem 14 lat. Tam był mój pierwszy walkman, kupiony w Pewexie. Miałem mnóstwo zdjęć. Mojej babci jak była mała, z wakacji. Tego się już nie odtworzy – łodzianin nie kryje emocji. - Nasz 20-letni syn, jak dowiedział się co się stało, zamknął się w pokoju i nie chciał z nami rozmawiać. Tam jest całe jego życie. Pamiątki, kolekcje książek, płyt. Wszystko co miał, co sobie zbierał już nie istnieje.
Dla mieszkańców zawalonej kamienicy zatrzymał się czas. Znaleźli się w niebycie, pomiędzy tym, co zostało w gruzowisku, a tym, co przyniesie przyszłość.
- To jest wielka niewiadoma. Mamy nadzieję, że miasto nam pomoże, ale przecież nie musi, bo to nie jest ich budynek, tylko prywatnego właściciela. Właściciel kamienicy na pewno nie da nam nowego lokum. Cała nadzieja w tym, że miasto się do nas zgłosi i nam pomoże – kwituje pan Piotr.