„Kuchenne Rewolucje” to szansa dla wielu restauracji. Dzięki programowi można odmienić oblicze lokalu i zyskać rozgłos wśród klientów. Impulsem do wzięcia udziału w programie bywają także sytuacje, na które restauratorzy nie mają wpływu.
- Remont okolicznej ulicy był powodem, przez który moja restauracja popadła w finansowe tarapaty. Jak może funkcjonować firma świadcząca usługi dla gości kiedy nie ma możliwości dotarcia do niej? […] Zgłosiłam się do programu też z powodu pandemii. Gwoździem do trumny było zamknięcie lokali gastronomicznych – mówi nam Beata Zwierzchowska, właścicielka restauracji „Doprawione Jabłkiem według Zwierzchowskiej”, która brała udział w „Kuchennych Rewolucjach”.
Po ok. 3 latach od udziału w programie restauracja rezygnuje z dań, które zaproponowała Magda Gessler.
- Pani Magda Gessler nie stworzyła nowego menu. Zaproponowała przystawkę, zupę, drugie danie i deser. Na podstawie takiego zestawu nie da się zbudować całego menu dla restauracji. Przychodzący goście oczekiwali również innych potraw, ponieważ nie wszyscy lubią kaczą wątróbkę, krem z soczewicy i nie każdy ma ochotę na wieprzowinę w postaci polędwicy – powiedziała Beata Zwierzchowska.
Powód usunięcia tych dań z karty jest dosyć oczywisty. Potrawy miały być dosyć rzadko zamawiane przez klientów, dlatego właścicielka uznała, że skupi się na tym co wolą goście restauracji.
- Nie uciekłam od tematu „Kuchennych Rewolucji”. Przez 3 lata na pierwszej stronie karty menu miałam potrawy zaproponowane przez panią Magdę. Pozostała część karty, która składała się z ok. 6 stron to były dania pochodzące z mojego rodzinnego domu, spójne z polską kuchnią i łódzkim klimatem. Jednak, te 3 lata obecności dań pani Magdy zadecydowały czy one mają zostać w karcie. Skoro nasi goście przychodzący do restauracji zamawiali je sporadycznie, to nie było sensu trzymać tych dań w karcie. To wiąże się z zakupem towaru i jego przygotowaniem. Sami goście zadecydowali co chcą u nas jeść, a my jesteśmy dla naszych gości – słyszymy od właścicielki restauracji.
Otwarcie gastronomii, a także częściowe otwarcie ulicy Śmigłego-Rydza pozwoliły gastronomii odetchnąć. Mimo, że w okolicy nadal są pewne problemy z dojazdem, to według właścicielki i tak jest już lepiej niż w momencie zgłaszania się do programu.
- Dzięki temu, że ulica jest w miarę przejezdna, chociaż to nadal nie jest to co by nas w 100% satysfakcjonowało. Cały czas jest zamknięta ulica Przybyszewskiego, zamknięta jest jedna nitka ulicy Śmigłego-Rydza. Miasto w tym kawałku jest częściowo nieprzejezdne. Ludzie jak mogą to omijają te okolice. Ale dzięki temu, że ta strona gdzie znajduje się moja restauracja jest przejezdna sytuacja już się poprawiła – powiedziała właścicielka restauracji „Doprawione Jabłkiem według Zwierzchowskiej”.