Czarna seria na A2. Kierowcy jechali pod prąd
W nocy z niedzieli na poniedziałek doszło do kolejnego tragicznego wypadku na autostradzie A2. Tym razem pomiędzy węzłami Stryków i Łódź Północ. 66-letnia kierująca toyotą aygo wjechała na trasę pod prąd, doprowadzając do zderzenia z audi A6. Kobieta zginęła na miejscu wypadku. Pozostałym uczestnikom wypadku nic się nie stało. Policjanci z Komendy Powiatowej Policji w Zgierzu zwrócili się do GDDKiA o zabezpieczenie nagrań z monitoringu na autostradzie. Apelują również do świadków zdarzenia o udostępnienia nagrań z kamer samochodowych, ponieważ wciąż nie wiadomo, dlaczego kobieta jechała pod prąd.
Zaledwie dzień wcześniej na tej samej trasie doszło do podobnego zdarzenia drogowego, ale znacznie gorszego w skutkach. W sobotę wieczorem pomiędzy węzłami Wiskitki i Skierniewice czołowo zderzyły się dwa samochody osobowe: ford i toyota. Jeden z kierowców również wjechał na autostradę pod prąd. 65-letni kierowca toyoty zginął na miejscu, a dwie osoby, które podróżowały fordem trafiły do szpitala. Niestety życia drugiego kierowcy również nie udało się uratować. 48-latek zmarł w szpitalu, a pasażerka forda walczy o życie.
Polecany artykuł:
Co zrobić, jeśli pojedziemy autostradą pod prąd?
Po tragicznych wypadkach na autostradzie A2 policja przypomina, jak należy się zachować, gdy przez pomyłkę wjedziemy na trasę szybkiego ruchu pod prąd.
- Przede wszystkim nie stwarzajmy zagrożenia ani dla siebie, ani dla innych. Najważniejsze, abyśmy zjechali na pas awaryjny, włączyli światła awaryjne, wyszli z pojazdu za bariery energochłonne, żeby nam nic nie zagrażało i zadzwonili do służb drogowych lub na policję - mówi młodszy aspirant Mateusz Piliński z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. - Gdy policjanci przyjadą na miejsce, bezpiecznie pozwolą nam zawrócić. Na pewno dostaniemy mandat, ale musimy się zastanowić, co jest dla nas ważniejsze. Mandat i pieniądze czy życie.
Policjant podkreśla, że dalsza jazda pod prąd do najbliższego zjazdu jest najgorszym z możliwych scenariuszy. Nie należy także próbować zawracać.
- Zjazdy nie są oddalone od siebie o kilkaset metrów. Zwykle to jest kilkanaście kilometrów. Kontynuowanie jazdy jest skrajną nieodpowiedzialnością. Ogradzamy takich pomysłów. Jeśli się zorientowaliśmy, że wjechaliśmy źle, bo zagapiliśmy się, nie zauważyliśmy znaku, zjedźmy na pobocze, włączmy światła awaryjne i zadzwońmy na policję. Wtedy będziemy mogli zawrócić bezpiecznie do najbliższego zjazdu. Jeśli na własną rękę będziemy starali się zawracać na autostradzie, to kierujący, który jedzie prawidłowo może nas nie zauważyć i wtedy dojdzie do zdarzenia drogowego, a takie zdarzenia bardzo często kończą się bardzo poważnymi konsekwencjami w postaci obrażeń ciała, a także, jak mieliśmy w ostatnim czasie do czynienia, nawet śmiercią – dodaje policjant.
A co mogą zrobić inni kierowcy, kiedy widzą kogoś jadącego w niewłaściwym kierunku?
- Na pewno trzeba zdjąć nogę z gazu. W takiej sytuacji mruganie światłami niekoniecznie coś da. Nie wiemy, jakie ma intencje kierujący, który wjechał źle i jedzie pod prąd. Nie wiemy, czy on zjedzie, czy zwolni, czy w ogóle nas widzi. Jeśli widzimy światła z naprzeciwka i podejrzewamy, że ktoś jedzie pod prąd, noga z gazu i musimy zjechać na prawy lub lewy pas, żeby nie doszło do zdarzenia drogowego. Nie ufajmy, że ta osoba nam zjedzie, bo mamy pierwszeństwo - wyjaśnia mł. asp. Mateusz Piliński. - Jeśli byliśmy świadkami takiej sytuacji i widzimy, że kierowca dalej jedzie, to absolutnie za nim nie jedźmy, tylko dzwońmy na numer alarmowy 112. Podajmy dokładne szczegóły, na jakim to było odcinku drogi, między jakimi węzłami, na jakim kilometrze. Policjanci wtedy szybko przyjadą i będą starali się zatrzymać tego kierowcę. Zdarzają się sytuacje, że jesteśmy w porę i nie dochodzi do wypadków.
Za wjechanie na autostradę pod prąd kierowca może być ukarany mandatem do 5 tys. zł i 8 punktami karnymi. Jazda pod prąd to kolejne wykroczenie, za które grozi do 2 tys. zł i 15 pkt karnych.