Jest 7 października 1998 roku. Wieczorem do nieistniejącej już korporacji taksówkarskiej Merc dzwoni telefon. Młody mężczyzna zamawia taksówkę. Kurs bierze Wojtek Krasoń i jedzie pod wskazany adres. Na miejscu czeka na niego 23-letni Piotr Domański, student Politechniki Łódzkiej. Wyciąga broń i z zimną krwią zabija taksówkarza, a jego ciało wkłada do bagażnika. Następnie wsiada za kierownicę mercedesa i jedzie pod kantor, gdzie zamierza dokonać napadu na właściciela. Zatrzymuje się na parkingu. Tam dochodzi do kolejnego morderstwa, ale Domański przez pomyłkę zabija dozorcę parkingowego. Jego ciało wrzuca na tylne siedzenie mercedesa i spanikowany ucieka bez pieniędzy. Odjeżdża samochodem wraz z ciałami swoich ofiar.
Trzecia ofiara
To jednak nie był koniec serii morderstw, której dopuścił się Domański. Kiedy Wojtek Krasoń nie wrócił z kursu, koledzy z korporacji rozpoczęli poszukiwania. Ktoś zauważył mercedesa na charakterystycznych felgach. Student Politechniki Łódzkiej, który miał już na swoim koncie dwa morderstwa, nie zamierzał odpuścić. Tak rozpoczął się pościg. Domańskiego ścigała policja oraz taksówkarze, którzy kontaktowali się ze sobą przez radio.
Do pościgu dołączył Piotr Różejewicz. Taksówkarz miał akurat tego dnia wolne. Jechał z żoną i kilkumiesięczną córeczką w odwiedziny do rodziców. Znalazł się najbliżej mercedesa, więc ruszył za nim. Wtedy doszło do wypadku. Mercedes zjechał z drogi i uderzył w drewnianą szopę. Piotrek wysiadł z samochodu, żeby sprawdzić co się stało. Zginął na oczach swojej żony i dziecka. Morderca strzelił do niego dwukrotnie.
Motyw
Domańskiemu ponownie udaje się uciec. Porzuca samochód. W jego wnętrzu policja znajduje zakrwawione spodnie oraz legitymację studencką. Morderca przez miesiąc ukrywa się w lesie w okolicach Inowłodza. W listopadzie policja w końcu go zatrzymuje. W toku śledztwa wychodzą na jaw motywy tej zbrodni.
Okazuje się, że student Politechniki postanowił zostać dilerem narkotykowym, licząc na szybki i łatwy zarobek. Zaciągnął dług u swojego brata, żeby kupić dużą ilość narkotyków i sprzedać je z zyskiem. Domański dał pieniądze znajomemu dilerowi, ale ten go oszukał. 23-latek został bez pieniędzy, narkotyków, za to z dużym długiem, o którego spłatę zaczęła się upominać rodzina. Tak zrodził się plan napadu na kantor. Broń kupił na Górniaku. W tamtym latach na łódzkim targowisku bez problemu można było kupić pistolet. Do zrealizowania planu potrzebował jednak jeszcze samochodu, dlatego postanowił napaść na taksówkarza.
Wyrok
W czasie procesu Piotra Domańskiego odczytywano zapisku z pamiętnika, który prowadził, kiedy ukrywał się w lesie przed policją.
- Mam nowe dokumenty, nową twarz i pełen luz. Znowu zaczynam marzyć. Widzę piękne, czarne bmw 325, odpicowane, że mała głowa. W środku ogolony prawie na łyso gość. Ciemne okulary, cygaro w gębie, dobra giwera pod pachą. Żyć nie umierać. I do tego, kurwa, dążę. Tak ma być. Właśnie po to zszedłem z prostej ścieżki – jedną z notatek przytacza Dziennik Łódzki.
Sąd Okręgowy w Łodzi nie dopatrzył się żadnych okoliczności łagodzących. Piotr Domański został skazany 20 grudnia 1999 roku na trzykrotne dożywocie.