Izolacja podczas epidemii sprzyja przemocy domowej. Najczęściej po pomoc na telefon zaufania dzwonią żony i partnerki, które zostały w czterech ścianach ze swoimi oprawcami. To sytuacja, w której znalazło się wiele osób. Nie mają gdzie uciec, często w domach, w których dochodzi do awantur mieszkają dzieci. To one regularnie są świadkami tego, jak ich mama jest bita i poniżana. Podczas gdy w Polsce wzrasta liczba przypadków przemocy domowej, policja nie reaguje. Według Centrum Praw Kobiet w ciągu ostatnich dwóch tygodni były co najmniej dwie takie sytuacje w Polsce, o których maltretowane kobiety poinformowały podczas rozmowy z psychologiem, bo na pomoc służb nie mogły liczyć.
- W ostatnim czasie dostajemy sygnały od kobiet, które są ofiarami przemocy domowej. Informują nas, że policja odmawia wysłania patrolu i podjęcia interwencji do agresora. W ciągu ostatnich trzech tygodni mieliśmy co najmniej dwa takie zgłoszenia, m.in. na Opolszczyźnie. Podejrzewamy, że policja ma natłok obowiązków związanych z kwarantanną. Bierzemy też pod uwagę, że funkcjonariusze boją się o "własną skórę", czyli ewentualnego zakażenia koronawirusem.
Braki w policyjnych kadrach? Brak empatii? Czy strach przed koronawirusem u mundurowego?
Według policji, wszystko działa tak jak powinno. Rzecznicy najczęściej zaprzeczają, by takie sytuacje miały miejsce. Według ich relacji, nikt o takim problemie nie słyszał. Niezadowolenie z przeprowadzonych interwencji proszą zgłaszać w celu wyjaśnienia takich spraw. Czy tak powinna wyglądać reakcja policji na przemoc, do której dochodzi w czterech ścianach?
Jak poinformowało nas Centrum Praw Kobiet, w marcu telefonów od ofiar takiej przemocy domowej było o 50 procent więcej niż w innych miesiącach. Jak pokazują statystyki, izolacja sprzyja także oprawcom.